10-proc. podwyżka cen alkoholi i 20-proc. wzrost cen papierosów - to element walki prezydenta Hugo Chaveza o stworzenie w Wenezueli "nowego człowieka". "Starzy ludzie" nie są zadowoleni.
Wielu Wenezuelczyków przecierało oczy ze zdumienia widząc tak wysoki wzrost cen. Niektórzy zarzekali się, że prędzej zrezygnują z jedzenia niż szklaneczki czegoś mocniejszego i zapalenia smakowitego cygara. - Wenezuela nie przestanie pić i palić - deklaruje ulica.
Ale może być ciężko, bo wzrosły ceny nie tylko krajowych produktów - akcyza na miejscową whisky, brandy, koniak wzrosła o prawie dwa dolary za litr, ale już cło na importowane papierosy nawet o 70 proc.
Hugo Chavez motywuje swoją decyzję, którą formalnie podjął Senat, troską o zdrowie swoich rodaków - to część kampanii walki z alkoholizmem. - Używki czynią szkody nie tylko jednostkom, ale zbiorowemu zdrowiu narodu - mówił prezydent w kwietniu do studentów uczelni medycznych, wyliczając szkody, jakie przynosi alkohol - wzrost liczby wypadków drogowych i przemocy domowej.
Zakaz ma też podłoże ideologiczne: - Nie możemy wydawać naszych rezerw walutowych na whisky - grzmiał Chavez, dodając, że "whisky jest dla bogatych, a nie dla rewolucjonistów".
Sam prezydent, choć walczy z używkami, też nie jest bez winy. Jak szczerze przyznał swoim rodakom - pije za dużo kawy.
Źródło: CNN, IAR