Prezydent Algierii Abdelaziz Buteflika uznał, że kraj potrzebuje go na dłużej niż dwie kadencje. Skorzysta więc z uchwalonej usłużnie przez parlament poprawki w konstytucji i powalczy o trzecią. Prawdopodobnie dopnie swego.
- Ogłaszam swój udział w wyborach jako kandydat niezależny - oznajmił 71-letni Buteflika tłumowi rozentuzjazmowanych zwolenników na wiecu w centrum Algieru. - Ludzie mają prawo wybrać spośród wszystkich kandydatów - dodała głowa bogatego w ropę naftową państwa.
Jeśli wygra, Buteflika obiecuje jednak promowanie inwestycji niezwiązanych z ropą i tym samym powstrzymać bezrobocie wśród ludzi młodych.
- Będziemy wspomagali politykę rozwoju. Obiecuję przeznaczyć 150 miliardów dolarów na kontynuację polityki rozwoju społeczno-gospodarczego - przekonywał prezydent, który nie ma wielu poważnych oponentów i typowany jest na pewnego zwycięzcę wyborów.
Start w nich umożliwił mu parlament, który pod koniec 2008 r. zniósł przepisy ograniczające liczbę kadencji prezydenckich do dwóch. Przeciwnicy obecnego prezydenta nazwali to ukrytym zamachem stanu.
Buteflika = pojednanie narodowe
Jednak dla zwolenników Butefliki jest on symbolem pojednania narodowego, co on sam zgrabnie wykorzystuje. - Będę kontynuował wprowadzanie mojego programu pojednania narodowego - mówił prezydent, odnosząc się do amnestii dla bojowników islamskich prowadzących w kraju działalność terrorystyczną od lat 90.
Islamscy rebelianci rozpoczęli walki w 1992 r., gdy ówczesne władze unieważniły wybory i zdelegalizowały zwycięski Islamski Front Wyzwolenia. Władze obawiały się, że kraj zostanie przekształcony w republikę islamską podobną do Iranu.
Państwo wyznaniowe co prawda nie powstało, ale konflikt, który wybuchł po unieważnieniu wyborów pochłonął już ok. 200 tys. ofiar, chociaż w ostatnich latach stracił na sile.
Źródło: PAP