Pożar podwozia wyjaśnieniem losu boeinga? Tajemnica oczami doświadczonego pilota

Opony samolotów czasem pękają. Najczęściej przy lądowaniach. Przeważnie kończy się to małym pożarem, szybko gaszonym przez strażakówWikipedia (CC BY-SA 3.0) | Dmitrij A. Motti

- Terroryzm, porwanie, meteoryt. Wszystkie te teorie są niepokojące. Ja szukam znacznie prostszego rozwiązania - pisze o zaginięciu malezyjskiego boeinga Chris Goodfellow, pilot dużych samolotów pasażerskich z 20-letnim doświadczeniem. Jego zdaniem najbardziej prawdopodobny jest pożar. Ogień mógł zniszczyć systemy elektryczne i odciąć łączność.

Goodfellow skupia się na szukaniu przyczyny niewyjaśnionego zwrotu, który Boeing 777 linii Malaysia Airlines wykonał około godziny po starcie z Kuala Lumpur ósmego marca. Wskazują na to zapisy z radarów wojskowych, które śledziły maszynę podążającą na zachód zamiast na północ.

Swoje wytłumaczenie zamieścił na blogu w sieci. Zostało dostrzeżone przez internautów i z racji na doświadczenie autora oraz logiczną argumentację, szybko rozprzestrzeniło się po sieci, gdzie krąży już mnóstwo bardziej lub mniej spiskowych teorii odnośnie losu zaginionej maszyny.

Kurs na bezpieczną przystań

Kanadyjskiemu pilotowi nasunęło się takie rozwiązanie: kapitan lotu MH370 stwierdził poważną awarię i skręcił w kierunku najbliższego dużego lotniska, gdzie mógł bezpiecznie lądować. Po zbadaniu map Goodfellow jest przekonany, że malezyjski pilot chciał skierować się na pas startowy na wyspie Pulau Langkawi. Znajduje się ona niemal idealnie na trasie lotu zarejestrowanej przez wojskowe radary.

"Kapitan Zaharie Ahmad Shah był bardzo doświadczonym pilotem z 18 tysiącami godzin nalotu. Nam, starym pilotom, uporczywie wkładano do głowy, że musisz dokładnie znać położenie potencjalnych bezpiecznych lądowisk w pobliżu trasy twojego lotu. Zawsze mamy te miejsca w głowie. Tym sposobem, kiedy tylko cokolwiek się dzieje, natychmiast wiemy gdzie się kierować" - pisze Kanadyjczyk.

Jego zdaniem malezyjski pilot zrobił to, czego go uczono. Kiedy stwierdził zaistnienie poważnej awarii, natychmiast wykonał zwrot w kierunku Pulau Langkawi. Wyspa ta znajduje się u zachodnich wybrzeży Półwyspu Malezyjskiego i ma lotnisko z długim pasem, do którego można spokojnie wykonać podejście nad morzem. Kurs maszyny zarejestrowany na radarach przebiega bardzo blisko niej.

Niebezpieczny brak ciśnienia

Co mogło się stać na pokładzie zaginionego boeinga, co zmusiło pilota do zmiany kursu, odcięło komunikację i wyłączyło systemy lokalizacyjne? Zdaniem Kanadyjczyka najbardziej prawdopodobny był pożar podwozia. Przywołuje przy tym przykład katastrofy nigeryjskiego DC-8 w 1991 roku. Maszyna rozbiła się krótko po starcie, bowiem na pokładzie wybuchł poważny pożar wywołany przez pękniętą i palącą się oponę. Do awarii podwozia doszło z powodu złego napompowania ogumienia.

Goodfellow sugeruje, że startujący z gorącego Kuala Lumpur bardzo ciężki B777 mógł mieć źle napompowane przednie koła. W takich warunkach opona mogłaby pęknąć i zapalić się. Jeśli załoga nie zorientowała się na czas i wciągnęła podwozie do środka, to pożar mógł rozprzestrzenić się na komorę przedniego podwozia. Tuż obok niej znajduje się jedno z głównych pomieszczeń z elektroniką, a tuż nad nią jest kabina pilotów. Pożar gumowej opony i elektroniki wytworzyłby trujący dym, który mógł szybko obezwładnić załogę.

"Owszem, piloci mają awaryjne maski tlenowe, ale w wypadku pożaru absolutnie nie można ich używać (do awaryjnej instalacji tlenowej może się przedostać dym. Korzystanie z niej doprowadziłoby do jeszcze szybszego obezwładnienia). Pozostają specjalne maski z filtrem, ale w zależności od intensywności pożaru starczają na kilka minut" - tłumaczy pilot.

Obezwładniający dym

Dlaczego piloci nie wysłali sygnału alarmowego? Zdaniem Goodfellowa jest możliwe, że zanim załoga zorientowała się w powadze sytuacji, ogień mógł uszkodzić już elektronikę odpowiedzialną za łączność, a następnie systemy identyfikacyjne.

Starając się opanować sytuację, piloci najprawdopodobniej wprowadzili do autopilota nowy kurs i zajęli się pozostałymi systemami maszyny. W końcu dym ich obezwładnił, a sterowany automatycznie samolot kontynuował lot na zachód. Ostatecznie rozbił się po wyczerpaniu paliwa, lub zniszczeniu przez pożar kluczowych systemów.

- Wszelkie spekulacje na temat porwania czy samobójstwa pilota w ogóle mnie nie przekonują i nie zmienię zdania, póki nie zobaczę jakichś dowodów - stwierdził Goodfellow.

Autor: mk/tr / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 3.0) | Dmitrij A. Motti

Raporty: