Chciała pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, a nawet krytyczne wobec rządu konserwatystów media przyznają, że pod jej kierownictwem departament spraw wewnętrznych pracował "najlepiej od dekad". Jeśli przyszła premier Theresa May spotyka się z poważnymi głosami krytyki, to przede wszystkim w związku z pomysłami zmierzającymi do ograniczenia napływu imigrantów na Wyspy.
Pierwszy z kontrowersyjnych pomysłów w tej materii nie jest co prawda jej autorstwa, ale nie zrobiła nic, by przez lata zawrócić kraj z jego realizacji. Chodzi o decyzję rządu z 2012 r. o wprowadzeniu prawa zobowiązującego urzędników do wydalenia z kraju osób bez brytyjskiego obywatelstwa, jeżeli w ciągu pięciu lat od przybycia na Wyspy nie osiągnęły one dochodów w wysokości przynajmniej 35 tys. funtów rocznie.
Na razie to tylko teoria, ale...
Prawo weszło w życie w kwietniu bieżącego roku, akurat w czasie kampanii na rzecz wyjścia kraju z UE. Theresa May, która kieruje odpowiednikiem polskiego MSW od 2010 roku, nie zdecydowała się na nic, co zmierzałoby do wycofania tych przepisów i w teorii już one działają. W teorii, ponieważ nikt dotąd nie zdecydował się na ich wykorzystanie w celu pozbycia się dużej części z ponad dwóch milionów pracowników przybyłych na Wyspy głównie w tej dekadzie.
Obecnie media na Wyspach wróciły do tej kwestii. Liberalni komentatorzy wskazują, że w obliczu Brexitu szefowa rządu powinna dążyć do scalania narodu, a nie jego dzielenia. Kwestia ograniczania imigracji była głównym argumentem zwolenników porzucenia Unii. W związku z tym - argumentuje część komentatorów - Theresa May jako premier nie powinna dopuścić do tego, by wiązano ją w tak kluczowej sprawie z jedną stroną sporu.
Gwarancja pozostania, jeżeli UE zrobi to samo
O ile sprawa nowych przepisów "obciąża" May tylko pośrednio, o tyle to, co powiedziała sobotę 2 lipca idzie już w całości na jej konto. W trakcie jednego z wywiadów, którego tematami był Brexit i przyszłość kraju, konserwatywna polityk powiedziała, że Londyn powinien twardo negocjować z UE, m.in. w kwestii pracy obcokrajowców. Wówczas jeszcze kandydatka na następczynię Davida Camerona stwierdziła, że Wielka Brytania zatrzyma niemających obywatelstwa obcokrajowców u siebie tylko pod warunkiem, że kraje Wspólnoty "to samo zadeklarują względem Brytyjczyków".
Komentator dziennika "The Telegraph" Fraser Nelson stwierdził - ironizując na temat hipotetycznej sytuacji - że "pomysł wyrzucenia polskich dzieci z (brytyjskich) szkół w odpowiedzi na to, że Hiszpanie będą wydalali 100 tys. brytyjskich emerytów jest przedziwny". Oczywiście "nikt osobiście nie chce wyrzucać polskich recepcjonistów z pracy" - pisał - jednak nie znaczy to, że May powinna sobie pozwolić na choćby cień podejrzeń w tej kwestii.
Wykorzystywanie takich argumentów w rozmowach o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE komentator dziennika uznał za "odrażające". - Najwyraźniej z tego pani May nie zdaje sobie sprawy - napisał.
Przy okazji "The Telegraph" wyliczył, że imigrantem jest dziś co dziesiąty lekarz na Wyspach; prawie połowę stanowią oni w sektorze budowlanym, a w usługach publicznych "są kręgosłupem" kraju.
Dziennik zwrócił też uwagę, że nawet zwolennicy Brexitu na czele z Nigelem Farage'em, nie wspominali o pozbyciu się z Wysp już żyjących tam ludzi. Z jakichś powodów May poszła dalej.
Odzyskać kontrolę nad liczbą imigrantów
Dzień po pierwszym wywiadzie - w niedzielę 3 lipca - w rozmowie z "Telegraphem" Theresa May nie posunęła się już tak daleko i nie podtrzymała swych argumentów. Zaznaczyła jednak, że reguły "wolnego przemieszczania się" obowiązujące w UE będą musiały zostać na terenie Wielkiej Brytanii "zmienione". Stwierdziła, że "zabierze to trochę czasu", ale Londyn powinien dążyć do celu, jaki postawił sobie w ubiegłym roku David Cameron i konserwatyści - ograniczenia imigracji w skali netto do “kilkudziesięciu tysięcy osób” rocznie.
Cameron obiecywał w kampanii przed referendum ws. Brexitu, że plan zostanie sfinalizowany być może już w 2017 roku, ale dane z poprzedniego i obecnego roku pokazały, że w Wielkiej Brytanii przybywa wciąż ok. 330 tys. osób. - Musimy odzyskać kontrolę nad liczbą osób, które przybywają tu z Europy, jak i spoza Europy - podkreśliła May.
"Przewidziała Brexit"
Prestiżowy "Financial Times" w artykule z 7 lipca, w którym przedstawiał sylwetkę Theresy May, przypomniał jej wypowiedź sprzed referendum, że wspomniana informacja o "330 tys. imigrantów" rozzłości ludzi i sprawi, iż odwrócą się od Camerona. Na tej podstawie dziennik zauważył, że May "przewidziała Brexit".
"FT", który rozmawiał z bliskimi jej osobami z Partii Konserwatywnej napisał, że "jej podejście do kwestii imigracji ma swoje źródło w przekonaniu, iż brak kontroli nad napływem ludzi prowadzi do rozwoju populizmu i partii prawicowych", co właśnie miało przyszłą premier szczególnie niepokoić.
Trzeba przy tym zauważyć, że twarde stanowisko ws. imigracji - choć wywołuje krytykę ze strony środowisk liberalnych - jednocześnie zapewnia Theresie May poparcie rdzenia Partii Konserwatywnej, gdyż odwołuje się do tradycyjnych wartości i poglądów.
Autor: adso//rzw / Źródło: "The Telegraph", "Financial Times", "Politico"