"Pomocy, pomocy, pomocy. Jesteśmy źle traktowani i pracujemy jak niewolnicy przez 13 godzin dziennie przy produkcji tych worków" - wiadomość o takiej treści znalazła we wnętrzu torby 28-letnia kobieta. Do listu dołączone było zdjęcie mężczyzny wraz z jego nazwiskiem. - Ten list po prostu mną wstrząsnął - stwierdziła kobieta i rozpoczęła poszukiwania.
28-letnia Stephanie Wilson nie spodziewała się, że we wnętrzu torby na zakupy znajdzie dramatyczny list. "Pomocy, pomocy, pomocy" - te słowa widniały na początku wiadomości, napisanej niebieskim atramentem na białym papierze. List wydawał się rozpaczliwym wołaniem o pomoc.
"Jesteśmy źle traktowani i pracujemy jak niewolnicy 13 godzin każdego dnia przy produkcji tych worków w więziennej fabryce - pisał autor listu ukrytego w produkowanej w Chinach torbie. "Dzięki i przepraszam za kłopot" - napisał na koniec mężczyzna. - Czytałam ten list. Po prostu mną wstrząsnął. Nie mogłam uwierzyć w to, co czytam - stwierdziła kobieta, która we wrześniu 2012 roku znalazła ukrytą w torbie wiadomość.
Mężczyznę znaleźli dziennikarze
Do listu dołączono zdjęcie mężczyzny w pomarańczowej kurtce, wraz z jego nazwiskiem - Tohnain Emmanuel Njong. Był też adres e-mail. Kobieta przekazała znalezisko fundacji działającej w obronie praw człowieka w chińskich więzieniach. Ta rozpoczęła poszukiwania autora listu. Bezskutecznie.
Mężczyznę udało się zlokalizować dopiero w ostatnich tygodniach. Dotarli do niego dziennikarze portalu DNAinfo. W dwugodzinnej rozmowie telefonicznej mężczyzna, który przedstawił się jako Njong, zdradził okoliczności napisania listu i warunku, w jakich zmuszony był pracować.
Rodzina nie wiedziała, że jest w więzieniu
Jak tłumaczył Njong, wiadomość którą znalazła w torbie Stephanie Wilson, powstała podczas jego trzyletniej odsiadki we wschodnim mieście Qingdao, w prowincji Shandong.
Mężczyzna został aresztowany w maju 2011 r., gdy pracował jako nauczyciel angielskiego w południowochińskim mieście Shenzhen. Oskarżono go o oszustwa i przestępstwa, których jak zapewniał nigdy nie popełnił. Njong tłumaczył, że przetrzymywano go w areszcie przez 10 miesięcy. Czekał wówczas na przydzielonego przez sąd prawnika, który miał go reprezentować w trakcie procesu. Njong twierdzi, że pozbawiono go też kontaktu ze światem zewnętrznym. Jego rodzina nie wiedziała nawet, czy żyje.
"Jestem szczęśliwy, że ktoś usłyszał mój krzyk"
Mężczyzna, w trakcie swojego pobytu w więzieniu był zmuszany do ciężkiej pracy w fabryce. List, a właściwie pięć podobnych listów, napisał w ukryciu, licząc na to, że ktoś je znajdzie. Chciał, żeby jego rodzina dowiedziała się, że jest w więzieniu.
Jak poinformował Njong, zwolniono go z więzienia w grudniu 2013 roku za dobre zachowanie. Przyznał, że cieszy się, że napisany przez niego list został odnaleziony. - To była największa niespodzianka w moim życiu - powiedział Njong. - Jestem po prostu szczęśliwy, że ktoś usłyszał mój krzyk - dodał.
Autor: kde/ja/zp / Źródło: DNAinfo, Business Insider