Polka współpracująca z organizacją Reporterzy bez Granic deportowana z Hongkongu

Źródło:
PAP
Starcia protestujących z policją w Hongkongu (nagranie z października 2019 roku)
Starcia protestujących z policją w Hongkongu (nagranie z października 2019 roku)
Reuters
Starcia protestujących z policją w Hongkongu (nagranie z października 2019 roku)Reuters

Polka, współpracująca z organizacją Reporterzy bez Granic w Tajpej, została zatrzymana na lotnisku w Hongkongu, a po sześciu godzinach deportowana. - Trzy razy mnie przeszukali, dwa razy moje rzeczy, raz mnie. Przenosili mnie z pokoju do pokoju. Na sam koniec dali mi dokumenty do podpisania, powiedzieli, że mam być natychmiastowo deportowana - relacjonuje Aleksandra Bielakowska.

Aleksandra Bielakowska miała dołączyć do dyrektora Biura Azji i Pacyfiku Reporterów bez Granic (RSF) Cedrica Alvianiego, aby wraz z innymi dziennikarzami monitorować przebieg procesu magnata medialnego Jimmy'ego Lai, założyciela niezależnej, krytycznej wobec komunistycznych władz w Pekinie gazety "Apple Daily". Grozi mu dożywocie w związku z zarzutem "zagrażania bezpieczeństwu narodowemu" - poinformowała RSF w wydanym w środę oświadczeniu.

W rozmowie z PAP Bielakowska wyjaśniła, że funkcjonariusze służb imigracyjnych nie podali przyczyn zatrzymania, tylko "przez bardzo długi czas przeglądali dokumenty, a następnie zadali podstawowe pytania dotyczące celu przyjazdu".

- Potem trzy razy mnie przeszukali, dwa razy moje rzeczy, raz mnie. Przenosili mnie z pokoju do pokoju. Trwało to w sumie sześć godzin - relacjonuje Bielakowska zajmująca się rzecznictwem w międzynarodowej organizacji Reporterzy bez Granic (RSF) w Tajpej.

- Na sam koniec dali mi dokumenty do podpisania, powiedzieli, że mam być natychmiastowo deportowana. Na trzykrotnie zadane pytanie o powód, jeden z funkcjonariuszy powiedział: "imigracja" i od razu mnie odesłali do Tajpej - powiedziała Bielakowska.

Polka współpracująca z organizacją Reporterzy bez Granic deportowana z HongkonguShutterstock

Vincent: tragiczna erozja wolności prasy i praworządności

W oświadczeniu dyrektor ds. kampanii RSF Rebecca Vincent stwierdziła, że posunięcie to było "bezprecedensowe", biorąc pod uwagę, że jej współpracowniczka "po prostu próbowała wykonywać swoją pracę".

- Nigdy nie doświadczyliśmy tak rażących wysiłków ze strony władz, aby uniknąć kontroli postępowania sądowego w jakimkolwiek kraju, co jeszcze bardziej podkreśla niedorzeczny charakter sprawy przeciwko Jimmy'emu Lai oraz tragiczną erozję wolności prasy i praworządności w Hongkongu - oświadczyła Vincent.

Bielakowska przyznaje, że dotychczas nie uniemożliwiano jej pracy podczas poprzednich wizyt w Hongkongu. Jednak kiedy w grudniu minionego roku przyjechała do Hongkongu na rozpoczęcie rozprawy Laia, w której brała udział jako jedna z niewielu osób spoza grona dyplomatów i rodziny, "wydawało się nam, że byliśmy śledzeni".

"Środowe zatrzymanie pokazuje, jak bardzo władze Hongkongu obawiają się pracowników organizacji pozarządowych i obrońców praw człowieka, którzy starają się informować o autorytarnym klimacie, jaki zapanował na terytorium, które niegdyś było bastionem wolności prasy" - cytuje Bielakowską RSF w oświadczeniu.

Regres wolności mediów w Hongkongu

Bielakowska zaznacza, że w następstwie tego incydentu RSF musi się "przygotować na ewentualne cyberataki i nadzór".

"Widoczny regres wolności mediów przybrał na sile od lipca 2020 roku, kiedy Pekin przyjął ustawę o bezpieczeństwie narodowym mającą na celu uciszenie niezależnych opinii" - pisze RSF na swojej stronie.

W następstwie zmian prawnych doszło do zamknięcia niezależnych redakcji, takich jak "Apple Daily", "Stand News", czy stacji radiowych, a dziesiątki dziennikarzy trafiły do aresztu.

Jeszcze w 2002 roku miasto zajmowało 18. pozycję w rankingu wolności prasy organizacji Reporterzy bez Granic, w 2023 roku - 140. Chiny są na 179.

Autorka/Autor:asty/kab

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock