Dwóch strażaków, którzy zostali postrzeleni przez recydywistę podczas gaszenia pożaru w Rochester, mają się coraz lepiej. Swoje przeżycia z poniedziałkowego ataku opisał jeden z pierwszych policjantów, którzy dotarli na miejsce zasadzki.
John Ritter mówi, że ciągle ciężko mu opisywać, to co przeżył w wigilię.
- Nie pamiętam wiele ponad to, że coś uderzyło w przednią szybę i usłyszałem szereg wystrzałów. Wrzuciłem wsteczny i starałem się trochę cofnąć, żeby gdzieś się schować. Oczywiście nie chciałem przyjmować więcej pocisków, bo najwyraźniej ktoś intensywnie do mnie strzelał. Po chwili znów usłyszałem serię wystrzałów - opowiadał Ritter, który został tylko lekko ranny.
Dwóch zabitych, dwóch rannych
Takiego szczęścia jak policjant nie miało czterech strażaków, którzy jako pierwsi przybyli gasić pożar samochodu i domu w Rochester. Zasadził się na nich 62-letni były więzień i przestępca William Spengler, który sam zaprószył ogień. Jak wyjaśnił w pozostawionym liście, chciał zabić jak najwięcej osób.
Za pomocą karabinu AR-15 mężczyzna zabił dwóch strażaków, a dwóch kolejnych, którzy próbowali odciągnąć kolegów, poważnie postrzelił. Joseph Hofstetter i Theodore Scardino trafili do szpitala z poważnymi obrażeniami. Jeden został postrzelony w biodro, drugi w ramię i płuco. Początkowo ich stan był ciężki, ale w czwartek podano, że są już stabilni.
Pogrzeby ich dwóch kolegów mają się odbyć w najbliższych dniach. Sam zabójca popełnił samobójstwo, gdy był ścigany przez policję.
Autor: mk//kdj / Źródło: Reuters, Fox News