Co najmniej 100 osób zostało zabitych w środę przez policję w Darze w południowo-zachodniej Syrii, gdzie doszło do demonstracji antyrządowych na bezprecedensową skalę - poinformowali w czwartek świadkowie i obrońcy praw człowieka. W miejscowości leżącej na południowym zachodzie kraju od kilku dni trwają bezprecedensowe protesty przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada.
Poprzednie doniesienia z czwartku mówiły o co najmniej 25 zabitych. - Otrzymaliśmy ciała wczoraj o godz. 17. Wszystkie mają ślady po kulach - powiedział przedstawiciel szpitala agencji Reutera.
W środę w Darze doszło do co najmniej dwóch bardzo poważnych incydentów. Według przedstawicieli opozycji, przed świtem siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do około 300 osób zgromadzonych wokół meczetu al-Omari.
Telewizja państwowa pokazała później nagranie z świątyni, na którym było widać rzędy wypolerowanych karabinów i pistoletów, dziesiątki granatów, paczki pieniędzy w banderolach i amunicję. Film miał udowadniać, że demonstranci to gangsterzy.
Atak na żałobników
Następnie, jak relacjonują świadkowie, strzelano do żałobników podczas uroczystości pogrzebowych ofiar porannych starć. Według władz, ofiary śmiertelne popołudniowych zajść to wynik walk policji z "uzbrojonym gangiem".
Autorytarny prezydent Asad, który 11 lat temu przejął władzę po swym ojcu, niezmiennie odrzuca apele o swobody polityczne a krytyków swego reżimu traktuje niezwykle brutalnie. Jego partia Baas jest u władzy w Syrii od 1963 roku.
Źródło: PAP, lex.pl