Myślę, że nawet jeżeli moje życie jutro miałoby się skończyć, to jest to warte tych wszystkich żyć, które udało się przez ten czas uratować - mówił w "Faktach po Faktach" Damian Duda, medyk pola walki z fundacji "W międzyczasie", który przebywa na froncie w ukraińskim Donbasie. Jak opowiadał, Rosjanie strzelają do medyków nawet kiedy ewakuują poszkodowanych.
Gościem sobotniego wydania "Faktów po Faktach" był Damian Duda, medyk pola walki z fundacji "W międzyczasie", który przebywa na froncie w ukraińskim Donbasie.
- Tak naprawdę na linii frontu jestem od 10 lat jako medyk. Jako fundacja działamy od dwóch lat, byliśmy w Sołedarze, w Bachmucie, byliśmy podczas kontrofensywy zaporoskiej. Nawet jeżeli nasze życie miałoby się jutro zakończyć, bo jutro zaczynamy kolejny dyżur w okopach, to każdy dzień spędzony tutaj to jest mnóstwo chłopaków, którym udało się pomóc, i których udało się wywieźć ze strefy walk - mówił.
- I myślę, że nawet jeżeli moje życie jutro miałoby się skończyć, to jest to warte tych wszystkich żyć, które udało się przez ten czas uratować - dodał.
Duda: od nas zależy, jak szybko zatrzymamy czas
Opowiadając o tym, jak wygląda jego pomoc na froncie, Duda mówił, że "jest kilka głównych kilerów-zabójców na polu walki". - Jednym z największych jest masywny krwotok. Wyobraźcie sobie szanowni państwo, że poszkodowany jest taką klepsydrą. W tym momencie jak z klepsydry ucieka piasek. Świadczy to o upływającym czasie - powiedział.
- W tym momencie poszkodowany jest taką klepsydrą, tylko z niego ucieka krew, która odmierza czas, jaki pozostał mu do tego, by przetrwać i przeżyć. Od tego, jak szybko udzielimy mu pomocy i ewakuujemy go ze strefy walk, zależy, czy ten poszkodowany przeżyje czy nie - opowiadał gość TVN24.
- Można powiedzieć, że my w okopach jesteśmy medykami pierwszego kontaktu. Od nas zależy, jak szybko zatrzymamy czas, wywieziemy chłopaków i przekażemy personelowi w szpitalach, bo od tego zależy ich życie - dodał.
"Strzelają do medyków"
Damian Duda mówił, że "Rosjanie bezwzględnie polują na personel medyczny". - Strzelają do medyków, widząc z drona, że mamy do czynienia z ewakuacją poszkodowanych. Walą też na zapleczu frontu, po punktach stabilizacyjnych, po szpitalach. Pod tym względem tutaj żadne przepisy prawa międzynarodowego nie działają - zwracał uwagę.
Medyk podkreślał, że "to są ciężkie obrazki". - My z chwilą, kiedy jesteśmy na linii frontu, przebywamy pod ziemią, która zapewnia nam trochę bezpieczeństwa, natomiast jeżeli (rakieta - red.) przyleci punktowo, myślę, że nikt z nas nie przeżyje i nasza ziemianka po prostu będzie naszym grobem. Póki co na szczęście jeszcze to miejsce, w którym jesteśmy, nie oberwało punktowo - relacjonował.
- Mamy do czynienia z ciągłą ciemnością, z chłodem, z wilgocią. Mamy do czynienia ze szczurami, myszami, z zapachem trupów, które są porozrzucane na polu walki. Są to naprawdę ciężkie obrazki. Tutaj trzeba być bardzo odpornym nie tylko fizycznie, ale także psychicznie - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24