Milionowe wpływy z podatków, tysiące nowych miejsc pracy i niespełnione obawy o wzrost przestępczości - tak pierwsze pół roku po zmianie prawa podsumowują zwolennicy legalizacji marihuany w Kolorado. Są też poważne problemy, zwłaszcza z zatruciami i marihuaną w żywności.
1 stycznia 2014 roku sklepy w całym stanie Kolorado rozpoczęły sprzedaż marihuany do celów rekreacyjnych - legalnie, dla każdego powyżej 21 lat. Kolorado jest pierwszym stanem w USA, który się na to zdecydował (w przyszłym tygodniu jako drugi sklepy z rekreacyjną marihuaną otworzy stan Waszyngton) i jest postrzegany jako "laboratorium doświadczalne" przez wiele innych stanów rozważających pójście tą samą drogą.
Jak przekonują zwolennicy legalizacji, doświadczenia ostatnich sześciu miesięcy są zachęcające. - Nie tylko nie pojawiły się przewidywane przez przeciwników legalizacji problemy społeczne, ale nowy sektor zaczyna pozytywnie oddziaływać na nasz stan i nasze społeczności, zarówno pod względem społecznym, jak i gospodarczym - oświadczyła Sabrina Fendric, szefowa organizacji NORML promującej zalegalizowanie marihuany.
Dobre statystyki
W stolicy stanu, Denver, zanotowano spadek liczby przestępstw z użyciem przemocy o 5,2 proc., mniej było też włamań do mieszkań. Trudno ocenić, czy miało to coś wspólnego z legalizacją marihuany, ale przed 1 stycznia zwolennicy prohibicji snuli czarne scenariusze przewidujące wzrost przemocy. Jak dotąd nie zanotowano też żadnego przypadku zatrzymania właściciela sklepu z marihuaną, przyłapanego na sprzedaży używki nieletnim.
- Wszystko działa dość sprawnie - przyznał na łamach radia NPR Bill Masters, szeryf w hrabstwie San Miguel, gdzie konopie indyjskie można kupić w pięciu sklepach. - Właśnie mieliśmy duży doroczny festiwal z udziałem 15 tys. ludzi. Wielu z nich piło alkohol i zażywało marihuanę. Myślę, że sklepy miały w ten weekend wielki utarg. (...) I po raz pierwszy w historii (masowych imprez w hrabstwie), a jestem stróżem prawa od 39 lat, nikt nie trafił do aresztu, nie było żadnych zatrzymań w związku z zatruciem - powiedział.
Problemem są, natomiast kierowcy jeżdżący po spożyciu marihuany. - Prawo tego zabrania, ale nie mamy, jak w przypadku alkoholu narzędzi, by to wykryć - wyjaśnił Masters.
Nienasyceni turyści
Najbardziej wymierne są zyski ekonomiczne. Jak podał dziennik "Denver Post", tylko w ciągu pierwszych czterech miesięcy od legalizacji (na razie brak danych za całe półrocze), wartość sprzedaży zarówno marihuany medycznej, jak i rekreacyjnej przekroczyła 200 mln dolarów, co oznacza około 70 mln dolarów w podatkach dla budżetu stanowego. Mają być wydane na szkolnictwo. Poza tym szacuje się, że w tym kwitnącym sektorze, zarówno przy produkcji, jak i sprzedaży, pracę znalazło około 9 tys. osób.
Nie wszystko jednak wygląda tak dobrze. Lekarze alarmują, że na oddziały pogotowia trafia wiele osób z ostrymi objawami zatrucia, wymiotujące, a także z halucynacjami po spożyciu zbyt dużej ilości jedzenia zawierającego marihuanę. Często są to niedoświadczeni turyści, którzy do Kolorado przyjeżdżają, by zapalić pierwszego w życiu skręta albo zjeść ciasteczko nasączone THC - uzyskaną z marihuany substancją aktywną. - Są tak podekscytowani, że prosto z lotniska jadą do sklepu, kupują czekoladę z THC, a potem w hotelu zjadają od razu całą tabliczkę - relacjonował dziennikarz "Denver Post" Ricardo Baca.
Policja potwierdziła już dwa zgony powiązane ze spożyciem żywności z THC. 19-letni student po zjedzeniu zbyt wielu tzw. kosmicznych ciasteczek wyskoczył z balkonu. Drugą ofiarą była kobieta zastrzelona przez męża, u którego po spożyciu jadalnej marihuany wystąpiły halucynacje. Gdy zaczął się dziwnie zachowywać, zadzwoniła po pomoc na policję, ale śmiertelny strzał padł, zanim odłożyła słuchawkę.
Coraz więcej zatruć
Zdaniem ekspertów główny problem z żywnością zawierającą THC polega na tym, że bardzo trudno przewidzieć, jaką reakcję wywoła po przyswojeniu przez organizm danej osoby. Nie pomagają informacje na opakowaniu, że np. ciastko zawiera 6 porcji THC (co odpowiada dawce narkotyku w średnie wielkości joincie), a czekolada - 20 porcji.
- Miałem pacjenta, który zjadł całe ciastko i po pół godzinie nie odczuwał żadnego efektu. Zniecierpliwiony zjadł więc jeszcze pół, co wywołało u niego drastyczną reakcję - powiedział doktor Richard Zane, który kieruje oddziałem medycyny ratunkowej w szpitalu przy Uniwersytecie Kolorado. - Mamy coraz więcej takich przypadków - dodał.
Gorzej, gdy żywność z marihuaną trafia w ręce dzieci. Miesiąc temu hospitalizowano siedmioletniego chłopca, który przez przypadek zjadł cukierka z THC. Podniosły się głosy, że taka żywność powinna być restrykcyjnie regulowana i przede wszystkim lepiej oznakowana. Stanowy parlament już pracuje na różnymi propozycjami zmiany prawa.
- Dla mnie jest nie do pomyślenia, że w ogóle pozwoliliśmy na sprzedaż żelkowych misiów z THC. Mówię to nie tylko jako lekarz, ale i ojciec. Martwię się, że moja 8-letnia córka nieświadomie zje takiego misia poza domem, bo ktoś nieodpowiedzialny zostawi je na stole - powiedział Zane.
Oszukują na "lekach"
Problemem są też oszustwa na rynku marihuany medycznej, która jest znacznie tańsza od rekreacyjnej ze względu na trzykrotnie niższe opodatkowanie. Do jej zakupu wymagane jest specjalne zaświadczenie od lekarza. W prasie opisywano przypadki osób, które je uzyskały, choć nie są chore. Pojawiły się też skargi na "pacjentów", którzy do Kolorado przyjeżdżają na zakupy z innych stanów z receptami na podejrzanie duże zapasy marihuany.
Mimo problemów z wdrażaniem nowego prawa mieszkańcy Kolorado, którzy w referendum w listopadzie 2012 roku opowiedzieli się za legalizacją marihuany, nie zmienili zdania. W sondażu opublikowanym 28 kwietnia przez Quinnipiac University, 52 proc. respondentów stwierdziło, że legalizacja służy Kolorado, a 38 proc. było przeciwnego zdania. 49 proc. respondentów przyznało, że zażywali marihuanę, w tym tylko 15 proc. - od czasu jej legalizacji. Trudno więc mówić o oszałamiającym wzroście liczby konsumentów.
Autor: pk//kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: KWP Gorzów Wlkp.