Plantator prezydentem Hondurasu

Aktualizacja:

Konserwatysta Porfirio Lobo wygrał niedzielne wybory prezydenckie w Hondurasie, przeprowadzone pięć miesięcy po zamachu wojskowym, w którym obalony został prezydent Manuel Zelaya. Do powyborczych zamieszek doszło w drugim największym mieście San Pedro Sula na północy kraju.

Według wyników zebranych z ponad tysiąca lokali wyborczych, na 62-letniego Porfirio Lobo z Partii Narodowej, która pozostawała w opozycji do obalonego prezydenta, zagłosowało 55,77 proc. wyborców. Oficjalne wyniki podała honduraska komisja wyborcza.

Rezultat wyborów był oczekiwany, podkreślają komentatorzy.

46-letni Santos, który był wiceprezydentem z ramienia rządzącej Partii Liberalnej Zelayi, lecz podał się do dymisji na krótko przed przewrotem, uzyskał 38,58 proc. poparcia.

Plantator prezydentem

Lobo jest jednym z największych plantatorów kukurydzy i fasoli w Hondurasie. Jego atutem wyborczym było hasło walki z "maras", młodzieżowymi gangami przestępczymi.

Jednak najtrudniejszym zadaniem, jakie przed nim stoi, jest przełamanie dyplomatycznej izolacji Hondurasu, do której doprowadził czerwcowy zamach stanu.

Sytuację komplikuje fakt, że większość państw uznaje wybory za nielegalne. Przeprowadził je bowiem nie uznawany na arenie międzynarodowej tymczasowy rząd Roberto Micheletti'ego, który zastąpił Zelayę.

Legitymizacja zamachu

Wybory w Hondurasie potępia w szczególności prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula de Silva, który uważa, że uznanie ich wyników stanowiłoby legitymizację zamachu stanu. Podobnego zdania są inni lewicowi przywódcy południowoamerykańscy. Ku akceptacji wyników skłania się natomiast Waszyngton.

Jak wskazują komentatorzy, legitymizacja nowego prezydenta na arenie międzynarodowej będzie zależała m.in. od tego, jaka była frekwencja w niedzielnych wyborach. Oficjalnych danych na ten temat dotąd jednak nie podano, a nieoficjalne szacunki mocno się od siebie różnią.

Wielki bojkot?

Według Zelayi, który 21 września potajemnie wrócił do kraju i od tego czasu ukrywa się w brazylijskiej ambasadzie w stołecznej Tegucigalpie, aż 65 proc. wyborców zbojkotowało głosowanie. Do takiej postawy wzywali zwolennicy obalonego prezydenta.

Jednak według cytowanego przez agencję Associated Press Denisa Gomeza, urzędnika honduraskiej komisji wyborczej, do urn poszło nawet 70 proc. uprawnionych do głosowania.

Wybory miały spokojniejszy przebieg, niż się obawiano. Do zamieszek doszło tylko w drugim największym mieście San Pedro Sula na północy kraju. Policja próbowała tam za pomocą gazu łzawiącego rozproszyć kilkusetosobową manifestację zwolenników Zelayi. Co najmniej jedna osoba została ranna.

Ani Zelaya, ani prezydent de facto Micheletti nie mogli kandydować w wyborach prezydenckich. Honduraska konstytucja nie zezwala na sprawowanie urzędu prezydenta przez dwie kolejne kadencje.

Nowa głowa państwa obejmie urząd 27 stycznia. Do tego czasu rządził będzie Micheletti bądź Zelaya, w zależności od decyzji Kongresu Narodowego.

Wydalony prezydent

Zelaya został aresztowany i wydalony z kraju po tym, jak popadł w niełaskę honduraskiego Sądu Najwyższego, wojska oraz konserwatywnej opozycji. Przeciwnicy zarzucili mu, że nadużył władzy forsując referendum konstytucyjne, które Sąd Najwyższy uznał za nielegalne.

Krytykowali go również za zacieśnianie stosunków z lewackim przywódcą Wenezueli Hugo Chavezem.

Źródło: PAP, lex.pl