Protesty w Hongkongu to "wewnętrzna sprawa Chin" - ostrzegał w Waszyngtonie szef chińskiej dyplomacji Wang Yi. Sekretarz stanu USA John Kerry, który gości Wanga, wyraził nadzieję, że władze Hongkongu "zachowają się w sposób powściągliwy".
- Mam nadzieję, że administracja Hongkongu da dowody powściągliwości w obliczu manifestacji - powiedział Kerry. Szef chińskiej dyplomacji wyraził zaś przekonanie, że władze Hongkongu "mają pełną możliwość poradzenia sobie z sytuacją, działając w ramach prawa". - Rząd Chin formalnie i bardzo jasno przedstawił swe stanowisko. Sprawy Hongkongu to wewnętrzne sprawy Chin. Wszystkie państwa powinny uszanować ich suwerenność - powiedział Wang dziennikarzom przed rozpoczęciem rozmów z sekretarzem stanu. Wang to jak dotąd najwyższej rangi chiński polityk, który publicznie skomentował sytuację w tej byłej brytyjskiej kolonii. Rząd w Pekinie dotychczas głównie milczał i wolał, by szef administracji Hongkongu Leung Chun-ying sam radził sobie z kryzysem.
"Jeden kraj, dwa systemy". To już koniec?
Prodemokratyczne demonstracje, najpoważniejsze od kiedy Pekin przejął kontrolę nad byłą brytyjską kolonią w 1997 roku, rozpoczęły się w Hongkongu pod koniec września. W ramach ukutej przez byłego przywódcę ChRL Deng Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy" Hongkongowi obiecano szeroki zakres autonomii, w tym politycznej. Tymczasem hongkońscy zwolennicy demokracji ostrzegają, że Pekin stara się stopniowo zacieśniać kontrolę polityczną nad regionem. Jednym z tego przejawów ma być - ich zdaniem - sposób wybierania szefa lokalnej administracji w 2017 roku. Po raz pierwszy w historii mieszkańcy Hongkongu będą mogli wyłonić szefa administracji w wyborach powszechnych. Wybór będzie jednak zawężony do dwóch-trzech kandydatów zatwierdzonych uprzednio przez lojalny wobec władz w Pekinie komitet nominacyjny.
Autor: mtom / Źródło: PAP