Sytuacja w Chinach i tamtejsza propaganda, sposoby na kończące się zasoby maseczek w Nebrasce oraz poszukiwania leków i szczepionki na COVID-19 - o tym, w czasach pandemii, piszą światowe media. Przegląd zagranicznej prasy przygotował Jacek Stawiski, redaktor naczelny TVN24 BiS.
NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE O KORONAWIRUSIE. RAPORT TVN24.PL >>>
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO
Sytuacja w Chinach wcale nie wróciła do normalności, wbrew twierdzeniom władz – ocenia w korespondencji z Państwa Środka tygodnik "Time" Nadal w mocy pozostają drakońskie obostrzenia w poruszaniu się osób i funkcjonowaniu miast i społeczności. Biura i firmy powoli otwierają się, ale często bez kontaktu bezpośredniego z klientami. W prywatnych domach nie działa ogrzewanie centralne w obawie przed nową epidemią. Taksówkarze separują się od klientów plastikowymi zaporami, obowiązują nadal restrykcje w podróży między miastami – po przyjeździe z miasta do miasta wymagana jest często dwutygodniowa kwarantanna.
Lustrzanym odbiciem wrogości, z jaką spotkali się Chińczycy i Azjaci w Europie na początku epidemii, jest wrogość, z jaką cudzoziemcy, uważani za zagrożenie, spotykają się dzisiaj w Wuhanie i innych miastach – donosi "Time". O braku normalności w Chinach świadczy nakaz mierzenia sobie temperatury przy wejściu do sklepu i wszechobecny obowiązek noszenia maseczek. Pojawiają się głosy, że firmy, delegując pracowników do pracy w domu, nakazują im teraz pracować bez dnia przerwy. "Time" podkreśla dodatkowo, że władze zaostrzyły kontrolę informacji, a państwowa cenzura stała się jeszcze bardziej dotkliwa niż przedtem.
Szanowane na świecie pismo "Foreign Affairs" na swoim portalu ocenia, że obecny kryzys zostanie przez Chiny bezwzględnie wykorzystany do walki o pierwszeństwo na świecie.
Pekin, widząc chaotyczną reakcję Stanów Zjednoczonych na kryzys epidemiczny, zaczyna się prezentować jako to mocarstwo, które sprawnie zwyciężyło w walce z nowym zagrożeniem. Chińskie władze już teraz eksportują na cały świat własną wersję zdarzeń, która ni mniej ni więcej wskazuje, że model społeczny w Chinach jest skuteczniejszy i sprawniejszy. Chińska propaganda i nachalność są o tyle irytujące, że to przecież Chiny w końcu ubiegłego roku oszukiwały własne społeczeństwo i resztę świata na temat nowego zagrożenia. Kłamstwa, niepełne dane, niechęć do dzielenia się informacjami spowodowały, przypomina Foreign Affairs, że wirus zaatakował z wielką siłą i nie został powstrzymany.
Jednak dzisiaj, w połowie marca, Pekin prezentuje się jako zwycięzca i oferuje pomoc. Przy chwiejnej postawie Ameryki jako lidera światowego, chińska narracja znajduje uznanie, a niektóre kraje, na przykład Serbia, wręcz ustawiają się w kolejce po chińską pomoc.
Rok 2019 dobiegał końca, kiedy 30 grudnia w Marsylii mikrobiolog Bernard La Scole odebrał pilną wiadomość z międzynarodowego systemu ostrzegania o chorobach zakaźnych. La Scole dostawał już wiele takich ostrzeżeń, w tym o eboli, SARS czy MERS, ale tym razem alarm był szczególny. Jak opisuje francuski dziennik "La Croix", francuskiego naukowca natychmiast zaalarmował fakt o szczególnej zaraźliwości nowej choroby w Wuhanie w Chinach. W obszernym artykule o wyścigu z czasem, w jakim uczestniczą naukowcy z Francji w poszukiwaniu szczepionki i lekarstwa, dziennik przypomina dane o rozwoju epidemii.
Już w początkach stycznia, gdy lawinowo zaczęła rosnąć liczba zakażonych, naukowcy chińscy zidentyfikowali wirusa. Wtedy świat nauki zorientował się, że ma do czynienia z nowym wrogiem. 11 lutego w Genewie, w siedzibie Światowej Organizacji Zdrowia, badacze i eksperci z całego świata dyskutowali nad nowym zagrożeniem. W spotkaniu uczestniczyli chińscy eksperci, ale nie stykali się z resztą zgromadzonych. Dziennik "La Croix" pisze o ciekawych wnioskach, jakie wyniknęły ze spotkania i które wdrożono także teraz, w walce z koronawirusem. Odwołując się do trudnych tygodni walki z ebolą podkreślono, że aby walczyć z epidemią na wielką skalę, potrzebne są nie tylko analizy medyczne, lecz także studia nad społeczeństwami i zachowaniami ludzi.
W czasie epidemii eboli wiele zakażeń spowodowanych było tradycyjnymi formami współżycia, miedzy innymi rodzinnymi pogrzebami. Kiedy zakazano pogrzebów zmarłych czy innych tradycyjnych spotkań, epidemię łatwiej było opanować.
Lekarze ze szpitala przy Uniwersytecie w Nebrasce znaleźli sposób na kończące się zapasy maseczek chirurgicznych. Jak pisze "New York Times", użyte już raz maseczki, normalnie wyrzucane, będą teraz odkażane, dezynfekowane i ponownie wprowadzane do szpitali. Ta praktyka jest nowa i nie ma na nią zezwolenia władz, a mimo to najprawdopodobniej będzie stosowana także w przypadku aparatury wspomagającej oddychanie. Użyte tam przedmioty, które zwykle wyrzucano, będą dezynfekowane i wprowadzane na nowo na sale szpitalne. Lekarze z Nebraski są zdania, że wybór jest zero-jedynkowy: albo poda się chorym już raz używaną aparaturę, albo skaże się ich na śmierć.
W większości krajów europejskich zniesiono obowiązkową służbę wojskową, ale nie w Austrii, gdzie przed siedmiu laty w referendum obywatele zdecydowali o utrzymaniu armii z poboru i równoległej, dla tych, którzy nie chcą służyć w wojsku, cywilnej służby zastępczej.
Frankfurter Allgemeine Zeitung pisze, że dzisiaj Austria na froncie walki z chorobą COVID-19 może skorzystać zarówno z poborowych, jak i z osób skierowanych do służby zastępczej. Decyzją rządu w Wiedniu służba poborowych i "cywilnych" będzie wydłużona z 6 do 8 miesięcy. Władze wzywają tych, którzy ukończyli służbę wojskową i zastępczą do stawiania się ponownie w jednostkach. W ten sposób do walki ze skutkami pandemii może zostać skierowanych dodatkowo kilka tysięcy osób.
Jak podaje FAZ, jeśli nie będzie ochotników, władze austriackie mają możliwości przymusowego wezwania do służby tych, którzy są przeniesieni do rezerwy. Poborowi i rezerwiści mogą być kierowani bezpośrednio do szpitali, gdzie mają za zadanie odciążać personel medyczny.
Newralgicznym miejscem są także miejsca opieki całodobowej, na przykład domy starców. W Austrii wiele opiekunek i opiekunów w tych domach pochodzi ze Słowacji, Czech i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Przy zamkniętych granicach ich dojazd do pracy jest utrudniony. Dlatego także tam są delegowani do pracy poborowi i cywile ze służby zastępczej. Kolejnym miejscem, gdzie byliby przydatni, to dyżury przy infoliniach kryzysowych czy w pogotowiu. Według Frankfurter Allgemeine, prawo zezwala także na kierowanie żołnierzy służby zasadniczej oraz osób ze służby zastępczej do wspierania firm prywatnych, których funkcjonowanie jest niezbędne dla społeczeństwa. Dziś takie miejsca to szczególnie sklepy spożywcze, gdzie potrzebny jest dodatkowy personel choćby do rozwożenia produktów czy układania ich na półkach.
Autorka/Autor: Jacek Stawiski
Źródło: TVN24 BiS