Ośmielił się wręczyć list cesarzowi. Dostał ostrą reprymendę


Japoński aktor i niezależny poseł wywołał potężne poruszenie w Japonii, bowiem naruszył to, co Japończycy bardzo cenią - tradycję. Taro Yamamoto ośmielił się wręczyć list cesarzowi z informacjami na temat katastrofy w Fukushimie. Za naruszenie wyjątkowości cesarza otrzymał oficjalną reprymendę i zabroniono mu wstępu do Pałacu Cesarskiego.

Yamamoto jest znany ze swoich wysiłków na rzecz likwidacji elektrowni atomowych i ochrony środowiska. Prowadzi też kampanię, w ramach której usiłuje informować o sytuacji w zrujnowanej przez tsunami w 2011 roku elektrowni atomowej Fukushima. Jak sam stwierdził, był jednak "sfrustrowany" brakiem zainteresowania władz i mediów.

Obraza majestatu

Poseł postanowił więc wykonać gest, który musiał wywołać poruszenie w Japonii. Pierwszego listopada na tradycyjnym jesiennym przyjęciu w ogrodach Pałacu Cesarskiego w Tokio zatrzymał przechodzącego wzdłuż szpaleru zebranych posłów cesarza i wręczył mu list. Tytularny władca Japonii był wyraźnie zaskoczony, ale list przyjął i odpowiedział lekkim skłonieniem na głęboki pokłon posła. Nic jednak nie powiedział, a papier szybko oddał idącemu tuż za nim szambelanowi.

Pozornie niewinny incydent wywołał falę ostrych komentarzy, zwłaszcza z kręgów konserwatywnych. Yamamoto został oskarżony o naruszenie majestatu cesarza Akihito i próbę wciągnięcia go w codzienną politykę, co jest drastycznym naruszeniem tradycji. Cesarz jest bowiem władcą Japonii wyłącznie tytularnie i pełni jedynie funkcje ceremonialne, będąc pewnego rodzaju symbolem i nośnikiem starych zwyczajów. Jest przy tym "ponad" polityką i sporami swoich poddanych.

Pojawiły się liczne głosy, iż za taką zniewagę Yamamoto powinien natychmiast zrzec się mandatu. Poseł zapowiedział jednak, że tego nie uczyni. Przeprosił za swój czyn, ale dodał, że go nie żałuje. Po tygodniu parlament oficjalnie udzielił posłowi reprymendy, a Pałac Cesarski zabronił mu wstępu na swój teren i udziału w organizowanych przezeń wydarzeniach.

Autor: mk//kdj / Źródło: BBC News, Reuters