Osiem ofiar. Chińczycy "rozczarowani" akcją policji

Aktualizacja:

Ośmioro turystów zginęło, a dwie osoby zostały poważnie ranne - prezydent Filipin Benigno Aquiono potwierdził ostatecznie liczbę ofiar porwania autobusu w Manili. Podczas długotrwałej akcji odbicia pojazdu, funkcjonariusze zastrzelili napastnika. Eksperci oceniają całą akcję wyjątkowo surowo. "Nieudana, mało skuteczna" - komentowali na gorąco w TVN24.

Liczba ofiar przez długi czas pozostawała niejasna. Agencje i oficjele podawali bardzo różne informacje. Agencja Reutera informowała, że według Czerwonego Krzyża, udało się przeżyć co najmniej pięciu osobom. Natomiast manilska służba zdrowia podawała, że w czasie akcji zginęło sześciu z 15 zakładników.

Pojazdem podróżowała grupa chińskich turystów, którzy wyruszyli z Hongkongu 20 sierpnia i mieli wracać do domu w poniedziałek. Oprócz nich w pojeździe znajdowali się filipińscy kierowcy i przewodniczka.

Szturm na autobus

Antyterroryści przeprowadzili szturm na porwany autobus po trwających kilka godzin negocjacjach. Przy użyciu młotków próbowali dostać się do pojazdu, w którym zabarykadował się napastnik z zakładnikami.

Wcześniej porywacz zwolnił dzieci, starszych i chorych - w sumie dziewięć osób. Kolejny - dziesiąty już porwany - zdołał uciec, wykorzystując zamieszanie. - Okazuje współczucie i myślę, że sprawa zostanie rozwiązana pokojowo - powiedział wiceszef policji ds. operacji specjalnych Fidel Posadas.

Napastnik to były policjant

Porywacz to 55-letni Roland Mendoza - zwolniony rok temu ze służby policjant. Mężczyzna uzbrojony w karabin maszynowy chciał w desperacki sposób zaprotestować przeciwko zwolnieniu go z pracy.

Brat Mendozy, Gregorio, powiedział lokalnej stacji telewizyjnej, że Rolando przeżył wstrząs, gdy zwolniono go z policji. Manilskie media twierdzą, że zwolniono go m.in. za wymuszenia i że utracił przywileje emerytalne. Brat twierdzi, że potraktowano go niesprawiedliwie.

Mężczyzna, na drzwiach porwanego autobusu przyczepił kartkę z napisem "Wielki błąd, by naprawić złą decyzję". Porywacz groził, że o godz. 13 czasu lokalnego (7 czasu polskiego) nastąpi "wielka rzecz", jednak nic takiego się nie wydarzyło.

Honkong rozczarowany

Rozczarowanie akcją filipińskiej policji wyraził Honkong, skąd pochodziło co najmniej siedem ofiar. Donald Tsang, szef władz wykonawczych, powiedział, że to ''prawdziwa tragedia".

- Sposób, w jaki (akcja) została przeprowadzona, szczególnie jej rezultat, uważam za bardzo rozczarowujący - powiedział. Tsang dodał, że ciała ofiar wrócą do kraju tak szybko jak to będzie tylko możliwe. Według niego, do Manili ma przyjechać w najbliższym czasie 11 krewnych chińskich turystów.

Ocena sytuacji

Również eksperci, którzy oceniali sytuację na antenie TVN24, mocno skrytykowali filipińskie służby.

Według eksperta ds. antyterroryzmu prof. Brunona Hołysta, który na bieżąco komentował sytuację, akcjapolicji była nieudana i mało skuteczna. Wskazał, że "nie uwzględniono, że jest tylko jeden porywacz". - Należałoby poza podjęciem prób negocjacyjnych, najlepszym byłby kontratak - powiedział.

Oceniając całą akcję Krzysztof Liedel z Centrum Badań nad Terroryzmem, Collegium Civitas, powiedział, że "nie wykorzystuje się tu elementu zaskoczenia". Dodał jednak, że "jeśli rzeczywiście doszło do zabicia zakładników, to w przypadku wariantu rezerwowego, trudno zastosować jest element zaskoczenia". - Trzeba czym prędzej wejść do autobusu, obezwładnić tego, który ich przetrzymuje i uwolnić pozostałych zakładników - powiedział.

Liedel podkreślił, że podstawowym elementem utrudniającym akcję jest fakt, że porywacz jest byłym funkcjonariuszem policji. - Na pewno zna podstawy tajników prowadzenia operacji odbicia zakładników - powiedział.

Źródło: Reuters, PAP, TVN24, cnn.com