Komisja Europejska rozmawia w środę o najnowszym kryzysie politycznym w Polsce. Według profesora prawa Laurenta Pecha z Uniwersytetu Middlesex w Londynie, urzędnicy nie będą mieli specjalnego wyboru i zainicjują działania zmierzające ku ukaraniu Polski. - Mogą zrobić albo to, albo nic - twierdzi specjalista. Jest jednak mało prawdopodobne, aby faktycznie Polska została obłożona sankcjami za działania rządu PiS.
- Można oczekiwać przedłożenia przez Komisję dokumentu wyjaśniającego, że istnieje wyraźne zagrożenie naruszenia przez Polskę wartości wyłożonych w art. 2 traktatu o Unii Europejskiej (o głównych wartościach UE, między innymi rządach prawa - red.) - stwierdził brytyjski ekspert w rozmowie z portalem EU Observer.
Uruchomienie art. 7
Zdaniem profesora, stosowny dokument zostanie następnie przedstawiony do akceptacji Parlamentowi Europejskiemu. Później Rada Europejska, większością 4/5 głosów, da Polsce szansę odpowiedzenia na dokument Komisji Europejskiej. Dopiero później pojawi się kwestia tego, jak ewentualnie karać Warszawę.
- Nie możemy nic nie robić - powiedziała EU Observer holenderska liberalna deputowana Sophie in't Veld. - Komisja ma obowiązek działać, nawet przy braku wsparcia Rady, podczas gdy dochodzi do wielkich i systematycznych problemów z rządami prawa w państwie członkowskim - dodała. Według niej, należy zacząć pracować nad skutecznym mechanizmem obrony demokracji i podstaw rządów prawa, ponieważ ten istniejący obecnie nie działa.
Polska Agencja Prasowa twierdzi natomiast, powołując się na swoje źródła w Brukseli, że podczas środowych obrad KE "raczej nie uruchomi wobec Polski art. 7. unijnego traktatu, czyli nie złoży wniosku do Rady UE o stwierdzenie zagrożenia dla praworządności w Polsce". Ostateczna decyzja na ten temat ma zapaść jednak dopiero w środę.
- Jean-Claude Juncker (przewodniczący KE - red.) jest bardzo zaniepokojony wydarzeniami w Polsce - podkreślił rozmówca PAP. Dlatego właśnie przewodniczący zdecydował, by włączyć dyskusję o Polsce do programu posiedzenia komisarzy.
Po środowej debacie stanowisko Komisji ma przedstawić dziennikarzom jej wiceszef Frans Timmermans, który odpowiada za relacjonowanie kwestii sytuacji w Polsce.
Polska pod pręgierzem
W styczniu Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedurę w sprawie praworządności w związku z kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego. W czerwcu wydała opinię krytyczną wobec polskich władz, a pod koniec lipca opublikowała rekomendacje, zalecając rządowi PiS m.in. opublikowanie wszystkich wyroków TK i zastosowanie się do nich. Polski rząd odpowiedział 27 października na te zalecenia, oświadczając, że są one niezasadne i nie widzi prawnych możliwości ich wdrożenia.
Rekomendacje KE były drugim etapem procedury praworządności. Jeśli Komisja uzna, że odpowiedź polskiego rządu nie jest zadowalająca, mogłaby przejść do trzeciego etapu procedury, czyli uruchomienia artykułu 7. unijnego traktatu i skierowania wniosku do Rady UE o stwierdzenie zagrożenia dla praworządności w Polsce. Wniosek taki może zgłosić także Parlament Europejski.
Artykuł 7., nazywany przez unijnych urzędników "opcją nuklearną", umożliwia w ostateczności nałożenie sankcji na kraj członkowski, w tym zawieszenie prawa głosu tego kraju. Wymaga to jednak jednomyślnego uznania przez przywódców państw unijnych (bez kraju, którego dotyczy problem), że zasady rządów prawa są naruszane. Premier Węgier, Wiktor Orban, zapowiadał jednak, że nie poprze takiego wniosku, więc perspektywa nałożenia kar na Polskę jest na razie mało realna.
Autor: mk/adso / Źródło: EU Observer, PAP