Na Białorusi wszczęto 2500 spraw karnych dotyczących ekstremizmu - pisze na łamach rosyjskiej niezależnej "Nowej Gaziety" białoruska publicystka Iryna Chalip.
Liczba spraw karnych o charakterze "ekstremistycznym" na Białorusi, gdzie od sierpnia zeszłego roku trwają protesty przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki, rośnie w szybkim tempie. 25 lutego ówczesny szef Komitetu Śledczego Iwan Naskiewicz mówił, że w kraju od lata ubiegłego roku wszczęto 2300 takich spraw. 4 marca liczba wynosiła już 2407, trzy dni później wiceminister spraw wewnętrznych Hienadź Kazakiewicz mówił na antenie państwowej telewizji Białoruś-1, że wszczęto 2500 spraw karnych.
"To znaczy, że w ciągu zaledwie 10 dni w kraju wszczęto 200 nowych spraw karnych dotyczących ekstremizmu. Co pięć dni - kolejna setka "przestępców". Codziennie - 20. Osama bin Laden mógłby tylko zazdrościć krajowi takich ludzi, gdyby żył do dziś" - podkreśliła na łamach "Nowej Gaziety" Iryna Chalip.
Publicystka oszacowała, że w kraju, w którym żyje 7,5 miliona dorosłych osób, na każde trzy tysiące mieszkańców przypada jeden ekstremista.
Na Białorusi wszystko nazywa się teraz ekstremizmem: graffiti "Żyje Białoruś!" czy zerwanie kominiarki z twarzy cywila, który nagle okazał się funkcjonariuszem OMON. Władze w Mińsku twierdzą, że 70 procent takich przestępstw zostało popełnionych z wykorzystaniem Internetu. Portret przeciętnego białoruskiego ekstremisty zaczyna nabierać realnych rysów: jest to osoba korzystająca ze smartfona. Czyli większość. Mniejszością są ci, którzy mają puszki z farbą i piszą hasła "Wolność dla więźniów politycznych!" - napisała dziennikarka.
Jeszcze jedna kategoria "ekstremistów" to kobiety, które zrywały kominiarki z twarzy napastników, którzy je zaatakowali. Jedną z nich jest Polina Szarendo-Panasiuk z Brześcia, aktywistka kampanii obywatelskiej Europejska Białoruś, matka dwójki dzieci, oskarżona o stawianie oporu milicjantowi. W styczniu tego roku w jej mieszkaniu odbyła się rewizja. Funkcjonariusze nie zadzwonili jednak do drzwi i nie powiedzieli "Otwierać, milicja". Po prostu je wyłamali. Polina była w domu ze swoimi dziećmi (czteroletnim i jedenastoletnim). Kiedy nieznane osoby w kominiarkach i bez znaków identyfikacyjnych wdarły się do jej mieszkania, zerwała kominiarkę jednemu z napastników. Trafiła do aresztu - przypomniała sprawę aktywistki Iryna Chalip.
"Szczególnie niebezpieczne gangi"
W aresztach czekają na procesy sądowe inni "ekstremiści": studenci, programiści, przedsiębiorcy, blogerzy i administratorzy czatów. Według urzędników kanały Telegram i czaty "podwórkowe" to szczególnie niebezpieczne gangi. Wobec jednego z białoruskich blogerów, mieszkającego za granicą, wszczęto postępowanie karne dotyczące "łączenia grup ekstremistycznych" (czatów podwórkowych). Komitet Śledczy zamierza wystawić za nim list gończy.
Na początku marca szef KGB raportował Łukaszence, że "zagrożenia terrorystyczne się nasilają", mówił o zatrzymaniu kolejnej grupy terrorystów, kilkudziesięciu kilogramach trotylu odkrytych przez służby specjalne i broni sprowadzanej na Białoruś z zagranicy.
Pod koniec marca białoruska opozycja planuje zorganizować masowe protesty. KGB już oświadczyło, że opozycjoniści "szykują prowokacje i starcia z funkcjonariuszami".
"Widać, że Łukaszenka i jego funkcjonariusze boją się wiosny, gotowi są zrobić wszystko, by nie dopuścić do kolejnej fali protestów. Stąd skala represji i tysiące ekstremistów. Mogą skazać znacznie więcej. Mogą zabić, zastraszać, wypędzić z kraju. Ale nie są w stanie odwołać wiosny - podkreśliła Iryna Chalip.
Źródło: Nowaja Gazieta
Źródło zdjęcia głównego: TUT.by