W niedzielnym referendum na Krymie mieszkańcy zadecydują o przyszłości swojej Autonomii. W rzeczywistości plebiscyt nie przewiduje możliwości powiedzenia "niet" Rosji - zauważa Reuters. Na półwyspie trwają przygotowania do głosowania. - Jest mnóstwo oznak, że kampania referendalna jest wyłącznie prorosyjska - relacjonuje z Krymu reporter TVN24.
Na Krymie rozpoczęło się wielkie odliczanie do referendum, które odbędzie się w najbliższą niedzielę 16 marca. Krymskie ministerstwo ds. informacji przygotowuje karty do głosowania i protokoły. W okręgach wyborczych powstają lokale do głosowania.
Mieszkańcom postawione zostaną dwa pytania: "czy jesteś za ponownym zjednoczeniem Krymu z Rosją na prawach podmiotu FR?" oraz "czy jesteś za przywróceniem obowiązywania konstytucji Republiki Krymu z 1992 roku i za statusem Krymu jako części Ukrainy?".
Na pierwszy rzut oka, wygląda na to, że drugie pytanie dotyczy opowiedzenia się za pozostaniem w granicach Ukrainy. Nic bardziej mylnego. Na podstawie przyjętej chwilę po upadku ZSRR konstytucji Krym zyskuje niezależność z prawem do budowania stosunków z kim chce. Władze Krymu już zapowiedziały, że dążą do wejścia w skład Federacji Rosyjskiej i nastąpi to w ciągu 2 miesięcy.
Ani władze w Kijowie, ani UE zapowiedziały, że nie uznają legalności tego referendum.
Głosuj na "tak"
Na ulicach Krymu już kilka dni temu pojawiły się billboardy z przedreferendalnymi hasłami. Nie pozostawiają wątpliwości, jak ma wyglądać Krym po referendum. "Razem z Rosją", czy "Krym to Rosja" - głoszą napisy. - Billboardy wyrastają jak grzyby po deszczu - relacjonował z Symferopola reporter TVN24 Tomasz Mildyn.
W Sewastopolu plakaty nakłaniają ludzi do głosowania i prezentują dwa oblicza przyszłego Krymu - jedno w kolorach rosyjskiej flagi, a drugie zilustrowane swastyką. Billboard nawiązuje do rosyjskich relacji z Ukrainy, które podają, że byłego prezydenta obalili neofaszyści.
"Restrykcyjny nadzór"
Jak zapewniają władze Krymu, referendum będzie uczciwe, lokale wyborcze będą kontrolowane, a głosowanie poddane "restrykcyjnemu nadzorowi".
- Głosowanie jest zabezpieczone do maksimum tak, żeby nikt nie mógł wpłynąć na wyniki. Nikt nie może ukraść kart do głosowania, zniszczyć ich, itd - powiedział Dmitrij Polonski, minister ds. informacji.
- Wszystko jest w porządku. Jest spokojnie. Ludzie są w dobrych nastrojach na nadchodzące referendum. Spodziewamy się 100-procentowej frekwencji, ludzie są tutaj bardzo aktywni - dodaje Jelena Charevko z urzędu miasta Alupka.
Wszyscy zagłosują "za"?
- Szczerze wierzę, że uda nam się połączyć z Rosją, ponieważ jesteśmy zmęczeni czekaniem na lepsze życie - powiedział Zinaeda, mieszkaniec Alupki. - Jesteśmy zmęczeni wszystkim, co się tutaj dzieje. Zamienili Krym w zgliszcza.
I dodał: - Kiedyś o naszym miasteczku mówiło się z miłością, teraz wystarczy spojrzeć jak ono wygląda. Sprawili (ukraińskie władze-red.), że wszyscy piją i biorą narkotyki. Nie ma tutaj normalnych ludzi. Wszyscy żyją z dnia na dzień. Pracujemy tutaj przez trzy, sześć miesięcy (w czasie sezonu wakacyjnego - red.), przez resztę roku ludzie siedzą i gapią się, nic nie robiąc - mówił.
Nie wszyscy są na "tak"
Według danych Państwowej Służby Statystycznej Ukrainy z 1 listopada 2013 roku 58,5 proc. z 2 mln mieszkańców Krymu to Rosjanie, 24,3 proc. - Ukraińcy, 12,1 proc. - krymscy Tatarzy, 1,4 proc. - Białorusini, 1,1 proc. - Ormianie, i 2,6 proc. - przedstawiciele innych narodów.
Przeciwko integracji z Rosją są Tatarzy krymscy, którzy już w ubiegłym tygodniu zapowiedzieli, że zamierzają zbojkotować referendum. Rzecznik Duchowej Rady Muzułmanów Krymu Ajder Adżymambetow zapowiedział, że zamierzają bronić swojej ojczyzny, choć nie mają broni, a w składzie Ukrainy chcą pozostać, bo dąży ona do wolności i demokracji.
- Krymscy Tatarzy będą bronić swojej ojczyzny, bo innej nie mają. Wyjechać, zostać uchodźcami nie chcemy i nie uczynimy tego. A obywatelami Rosji być nie chcemy. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, że Krym mógłby znaleźć się w składzie Rosji. Jesteśmy niezależnym, suwerennym terytorium Ukrainy - oświadczył.
Tatarskie kobiety zorganizowały pokojową demonstrację. - Musimy pokazać, że Krym to nie tylko szaleńcy z rosyjskimi flagami - powiedziała Oksana Nowikowa, bizneswoman. Ich znakiem rozpoznawczym stały się białe balony. - Będą musieli połamać mi wszystkie kości, żeby zrobić ze mnie Rosjankę - tłumaczyła.
Obserwatorzy OBWE "w baraku"
Wojskowi obserwatorzy OBWE od kilku dni bez powodzenia usiłują wjechać na terytorium Półwyspu Krymskiego, który jest obecnie kontrolowany przez rosyjskie oddziały.
W poniedziałek rzeczniczka szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton powiedziała, że do UE dochodzą sygnały wzmocnienia rosyjskiej obecności wojskowej na Półwyspie Krymskim i coraz większej jego izolacji od reszty Ukrainy, a także że obserwatorom OBWE po trzeci odmówiono wstępu na Krym.
Mimo tego władze Autonomicznej Republiki Krymu zaprosiły misję Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), pod warunkiem że będzie to międzynarodowa grupa złożona z ekspertów.
International military observers, including two from UK, are inside this Ukrainian barracks. We\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'re not allowed in. pic.twitter.com/0NkLROSoEx
— Steve Rosenberg (@BBCSteveR) marzec 13, 2014
Charków zakaże demonstracji?
W związku z referendum na Krymie władze położonego na wschodzie Ukrainy Charkowa wystąpią o sądowy zakaz demonstracji w najbliższy weekend. Organizacja "Wicze Charków" (Wiec Charków) zapowiedziała, że w niedzielę w południe czasu lokalnego w Charkowie odbędzie się połączone z wiecem referendum, w którym będzie tylko jedno pytanie: "Czy opowiadasz się za federalizacją Ukrainy?".
"Ukraińska Prawda", powołując się na źródła w służbach bezpieczeństwa ostrzegła, że w Charkowie planowane są prowokacje. W kilku miastach na wschodzie kraju mogą pojawić się snajperzy i bojówkarze.
Niebezpiecznie może być także w Ługańsku i Doniecku. Gazeta powołuje się na źródła w organach bezpieczeństwa.
Autor: pk / Źródło: reuters, pap