Internauci robią, co mogą, by przeciwstawić się zamieszkom w Londynie. W jednym z serwisów wykorzystują aplikację podobną do tej, jaka budzi prawne kontrowersje na Facebooku - automatyczne rozpoznawanie twarzy. Dzięki temu liczą, że uda się znaleźć uczestników zajść, co pomoże policji w ich schwytaniu.
Nowa grupa w serwisie Google "London Riots Facial Recognition" ("Rozpoznawanie twarzy po zamieszkach w Londynie") i strona internetowa "londonrioters.co.uk" pojawiły się jako kolejne przejawy obywatelskiego ruchu w sieci, który przeciwstawia się zamieszkom i chce zidentyfikować rabusiów i chuliganów. CZYTAJ WIĘCEJ O TYM, CO DZIEJE SIĘ W INTERNECIE
Na stronie "London Rioters" po wejściu można dodać własne zdjęcia albo zidentyfikować osoby na fotografii. Z kolei w grupie Google użytkownicy wykorzystują narzędzia podobne do tych, jakie miał Facebook. Chodzi o aplikację rozpoznawania twarzy osób widocznych na zdjęciach.
Facebook wprowadził aplikację w tym roku. Po załadowaniu zdjęcia automatycznie rozpoznaje ona wszystkie znajdujące się na nim osoby. Wykorzystując technologię biometryczną (np. mierzenie odległości między oczami a nosem), identyfikuje twarz, po czym przypisuje jej dane użytkownika.
"Nie chcemy nikogo oskarżać"
Aplikacja budziła od początku spore kontrowersje wśród prawników, bo może naruszać prywatność użytkowników bez ich zgody (gdy ktoś wgra zdjęcie danej osoby). O etyczności metody toczą się spory także w przypadku rozpoznawania twarzy uczestników zamieszek. Użytkownicy grupy Google tłumaczą jednak, że technologia wykorzystywana jest w słusznej sprawie, po to, by pomóc w tej sytuacji. Przekonują, że publikują wyłącznie zdjęcia już zamieszczone przez policję, chcąc je rozpropagować wśród innych internautów.
- Nie chodzi o bezpośrednie oskarżanie kogokolwiek. To narzędzie, które pozwala zawęzić krąg podejrzanych. Policja musi znaleźć dowody i zatrzymać podejrzanych - podkreśla grupa.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: londonrioters.co.uk