Tureckie MSZ wezwało charge d'affaires ambasady Niemiec w związku z demonstracją Turków w Kolonii, podczas której niemieckie władze nie zgodziły się na połączenie wideo z Ankarą i pokazanie wystąpienia prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana.
Charge d'affaires został wezwany w poniedziałek w zastępstwie niemieckiego ambasadora, który przebywa na urlopie.
Rzecznik niemieckiego MSZ stwierdził, że samo wezwanie dyplomaty nie jest niczym nadzwyczajnym w takiej sytuacji. Przyznał jednak, że relacje z Turcji z Niemcami znalazły się na "wyboistym odcinku drogi". - Sądzę, że stosunki między Niemcami a Turcją są tak bliskie i głębokie, że uda nam się przezwyciężyć ten niełatwy etap dwustronnych relacji - podkreślił.
Nie pozwolili pokazać Erdogana
Zdaniem niemieckich władz przemówienie prezydenta do uczestników demonstracji mogłoby przyczynić się do wzrostu napięcia. W sobotę Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe potwierdził legalność zakazu, co wywołało oburzenie tureckich władz. Przesłanie Erdogana zostało mimo wszystko odczytane w czasie zgromadzenia. Turecki prezydent podziękował w nim zebranym i oświadczył, że "Turcja jest dziś silniejsza niż przed 15 lipca", kiedy to doszło do próby puczu. Niedzielną wielotysięczną manifestację "przeciwko zamachowi stanu i za demokracją" zwołała Unia Europejskich Tureckich Demokratów (UETD) popierająca Erdogana. Wybrano Kolonię, gdyż Nadrenia Północna-Westfalia, gdzie miasto to jest położone, jest skupiskiem jednej trzeciej tureckiej mniejszości w Niemczech, szacowanej na trzy miliony osób.
Autor: mk/ja / Źródło: PAP, Reuters