"Nie jestem prezydentem, nie jestem ambasadorem. Jestem Dennisem Rodmanem"


- Jestem człowiekiem, który pokazuje światu, że tak naprawdę wszyscy możemy się dogadać i być szczęśliwi przez jeden dzień - powiedział po wylądowaniu na lotnisku w Pekinie Dennis Rodman, który właśnie wrócił z Korei Północnej. Jego wizyta nie poszła zgodnie z planem.

Były gwiazdor NBA, a prywatnie "przyjaciel" Kim Dzong Una, zakończył swoją czwartą wizytę w Pjongjangu, w czasie której - z okazji urodzin jej przywódcy - uczestniczył w pokazowym meczu koszykówki i odśpiewał mu "Sto lat". Na lotnisku w Pekinie, w drodze powrotnej do USA, powitał go tłum dziennikarzy ciekawych tego, co powie po burzy, jaką wywołał w ostatnich dniach.

Koszykarska dyplomacja? W kraju nie będzie łatwo

Rodman przed środowymi urodzinami Kim Dzong Una rozmawiał z dziennikarzem CNN Chrisem Cuomo. Zapytany o więzionego od roku przez reżim Amerykanina Kennetha Bae'a, insynuował, że ten musiał zrobić coś złego, skoro trafił do kolonii karnej i odsiaduje wyrok 15 lat.

Te słowa wywołały falę krytyki w USA. Rodzina Bae'a stwierdziła, że Rodman nie ma najwyraźniej pojęcia, kim jest jego krajan, którego zdecydował się jednak równocześnie oczernić stając po stronie swego przyjaciela Kima. Koszykarz dwa dni później przeprosił za swoje słowa, tłumacząc, że miał ciężki dzień i do wywiadu przystąpił pijany.

W poniedziałek w Pekinie wygłosił kolejny komentarz do podróży i znajomości z Kim Dzong Unem. Jego wizyty w Korei Północnej, jak mówił, są próbą prowadzenia czegoś, co ochrzcił mianem "koszykarskiej dyplomacji".

- To niesamowite, że miałem możliwość być w stolicy Korei Północnej w obecności jej przywódcy i ustalmy jedno: to nie była zła decyzja. Chcę, by ludzie na całym świecie, nie tylko w Ameryce, wiedzieli, że ją kocham. Kocham mój kraj i nigdy nie sprzedam go za nic na świecie. Nie jestem prezydentem, nie jestem ambasadorem, jestem Dennisem Rodmanem, zaledwie jednym człowiekiem, który pokazuje światu, że tak naprawdę wszyscy możemy się dogadać i być szczęśliwi przez jeden dzień - tłumaczył, podobno - jak twierdzi część dziennikarzy, którzy byli na miejscu - starając się ukryć za ciemnymi okularami łzy.

Teraz Rodmana czeka powrót do kraju. Może się spodziewać, że dziennikarze i tam nie dadzą mu spokoju.

Autor: adso\mtom / Źródło: Reuters