Nie jest "Leninem islamistów", ale "poszedł za daleko"


Oskarżany o dyktatorskie skłonności prezydent Egiptu Mohammed Mursi nie jest "Leninem islamistów", ale też jego partia nie prowadzi kraju ku demokracji. USA powinny ją mocno promować w Egipcie - uważa "Washington Post".

Deklaracje Mursiego, że nie zamierza ustanowić w kraju islamskiej dyktatury brzmią wiarygodnie, jednak wydany przez niego w minionym tygodniu dekret "ogranicza niezawisłość sądów i daje mu rozleglejszą władzę niż ta, jaką dysponował Hosni Mubarak czy jakikolwiek inny współczesny władca Egiptu" - pisze waszyngtoński dziennik na swej stronie internetowej.

Chciał dobrze?

Wygląda jednak na to, że Mursi chciał przede wszystkim "uniemożliwić (...) sędziom rozwiązanie panelu odpowiedzialnego za napisanie nowej konstytucji" - wyjaśnia "WP". Przypomina, że powołany przez Mubaraka sąd najwyższy zdołał już rozwiązać demokratycznie wybrany parlament i groził zablokowaniem ustrojowych zmian w Egipcie oraz "pchnięciem kraju w chaos".

Nie tylko islamiści

Reakcja Mursiego "poszła jednak za daleko", z czego być może zdał sobie sprawę po nieprzerwanych ulicznych protestach, które były reakcją na ogłoszenie przez niego w czwartek nowego dekretu.

Wprawdzie ma on zagwarantować prezydentowi nadzwyczajne uprawnienia tylko do momentu przyjęcia nowej konstytucji i wybrania parlamentu, jednak popierający Mursiego islamiści zdają się dalecy od zaakceptowania wszystkich wymogów demokracji - ocenia dziennik. Zebrawszy dwie trzecie głosów w pierwszych wolnych wyborach po upadku w 2011 roku reżimu Mubaraka, Bractwo Muzułmańskie i inne, bardziej konserwatywne partie islamskie zdominowały zgromadzenie konstytucyjne i nie wykazują woli pójścia na kompromis z politycznymi oponentami. Spośród 100 członków konstytuanty 22 złożyło rezygnacje, a wszyscy ci politycy reprezentowali ugrupowania świeckie bądź chrześcijańskie - przypomina "WP". Opozycja oskarża panel pracujący nad nową konstytucją o wolę umocnienia prawa koranicznego w egipskim prawodawstwie, ograniczanie praw kobiet i wolę narzucenia restrykcji wolnym mediom.

Co powinny zrobić Stany Zjednoczone? Stany Zjednoczone powinny użyć swych wpływów, by zagwarantować demokratyczny konsensus między stronami sporu - proponuje waszyngtoński dziennik.

Prezydent Barack Obama rozmawiał ostatnio wielokrotnie z Mursim, nakłaniając Kair do podjęcia mediacji w czasie wymiany ognia między Izraelem a Strefą Gazy. "Teraz Obama musi jasno postawić sprawę i pokazać, że relacje Egiptu z USA zależą nie tylko od takiej strategicznej współpracy, ale też od stworzenia tam systemu politycznego, które spełnia podstawowe kryteria demokracji i poszanowania dla praw człowieka" - podkreśla "WP". Dziennik przypomina, że Waszyngton ma silne argumenty w negocjacjach z Kairem, który liczy na "bardzo potrzebną pożyczkę od Międzynarodowego Funduszu Walutowego" wraz z dwustronnym porozumieniem o umorzeniu długów. Biały Dom negocjuje je obecnie z Egiptem, a może ono zredukować sięgające ponad 3 mld dol. zadłużenie Kairu wobec USA nawet o 1 mld dolarów - jak głosi opublikowany we wrześniu dokument Kongresu USA na temat stosunków amerykańsko-egipskich.

Autor: mtom/k / Źródło: PAP

Raporty: