Protesty w stolicy Nepalu Katmandu rozpoczęły się 8 września, a ich przyczyną była decyzja rządu, który na samym początku września zablokował 26 platform społecznościowych i komunikatorów takich jak Facebook, YouTube, LinkedIn, X i Reddit, oskarżając je o nieprzestrzeganie nowych przepisów.
Podczas demonstracji doszło do krwawych starć, a także aktów wandalizmu i podpaleń. Łącznie zginęły w nich 72 osoby. 9 września ze stanowiska zrezygnował dotychczasowy premier Khadga Prasad Sharma Oli. Jego następczynią została 73-letnia była prezes Sądu Najwyższego Sushila Karki.
"Najbardziej krwawe zamieszki od dziesięcioleci"
Więcej o skali społecznego buntu w Nepalu pisze na swoim portalu BBC.
"To były najbardziej krwawe zamieszki w tym himalajskim kraju od dziesięcioleci. Budynki rządowe, rezydencje przywódców politycznych i luksusowe hotele, takie jak Hilton otwarty w lipcu 2024 roku, zostały podpalone, zdewastowane i splądrowane. Żona byłego premiera walczy o życie po tym, jak ich dom został podpalony" - czytamy.
Organizatorzy manifestacji w Nepalu nazwali je "demonstracjami pokolenia Z", wywołanymi powszechną frustracją młodych ludzi z powodu braku postępów w walce z korupcją i nepotyzmem.
"Wykształcona młodzież jest zmuszona opuszczać kraj"
Jedną z inspiratorek buntu pokolenia Z była 24-letnia działaczka na rzecz ochrony środowiska Tanuja Pandey, której historię opisuje portal brytyjskiego nadawcy.
Krótko przed wybuchem protestów skrytykowała wyzysk, jakiemu poddawana jest większość społeczeństwa, a na którym bogaci się wąska elita polityczna kraju. "Zasoby Nepalu powinny należeć do ludzi, a nie do prywatnych spółek z ograniczoną odpowiedzialnością należących do polityków" - napisała, wzywając swoich rówieśników do "marszu przeciwko korupcji i nadużyciom w wykorzystywaniu bogactwa narodu".
"To bolesne, zwłaszcza że nawet wykształcona młodzież jest zmuszona opuszczać kraj, ponieważ płace są tu znacznie poniżej poziomu pozwalającego na godne życie" - powiedziała, cytowana przez BBC.
Pandey pochodzi z rodziny klasy średniej we wschodnim Nepalu, jej ojciec jest emerytowanym nauczycielem. Trzy lata temu zdiagnozowano u niej guza mózgu, trwa leczenie. Jego koszty niemal doprowadziły jej rodzinę do bankructwa.
Odpowiedź policji
Przed protestami, do których doszło 8 i 9 września, Tanuja Pandey wraz z innymi osobami opracowała zasady niestosowania przemocy i szacunku.
BBC opisuje, jak z jej perspektywy wyglądały protesty. Rankiem 8 września wraz z kilkoma przyjaciółmi dotarła do centrum Katmandu. Spodziewała się, że pojawią się najwyżej tysiące osób, ale tłum zgromadzonych ciągle się powiększał.
Pandey zaczęła odczuwać niepokój około południa, gdy tłumy zaczęły przemieszczać się w pobliże budynku nepalskiego parlamentu. "Bardzo trudno nam było odróżnić pokojowych demonstrantów - osoby, które rzeczywiście przyszły po coś - od tych, którzy przybyli tu z zamiarem użycia przemocy" - mówi cytowana przez BBC 26-lenia uczestniczka protestu Aakriti Ghimire.
Kiedy niektórzy protestujący próbowali naruszyć zabezpieczenia wokół parlamentu, policja użyła w odpowiedzi gazu łzawiącego, armatek wodnych i otworzyła ogień.
"Zapanowały chaos i przemoc"
Następnego dnia 9 września - jak opisuje to BBC - "zapanowały chaos i przemoc". Demonstranci w odwecie podpalili parlament, biuro premiera i inne budynki rządowe. Zarówno Tanuja Pandey, jak i Aakriti Ghimire pozostały w domach i śledziły wydarzenia online.
"Wiele osób przyznało, że to takie miłe uczucie w końcu widzieć polityków ponoszących konsekwencje wszystkiego, co zrobili" - powiedziała Ghimire, odnosząc się do zniszczenia domów znienawidzonych przedstawicieli elity politycznej.
Pewien spokój powrócił - jak pisze dalej BBC - gdy na ulice zostało wysłane wojsko, by przejąć kontrolę nad sytuacją. Przez kilka dni obowiązywała też godzina policyjna.
"Polityczne przebudzenie pokolenia"
Po 48 godzinach, które doprowadziły do zmiany rządu w Nepalu, Tanuja Pandey powiedziała, że teraz z "ostrożnym optymizmem" patrzy w przyszłość swojego kraju, ale trauma wydarzeń z początku września pozostanie z nią do końca życia.
"Jesteśmy dumni, ale mamy też bagaż traumy, żalu i gniewu" - przyznała, cytowana przez BBC. To, co się stało na początku września, określiła jako "polityczne przebudzenie dla jej pokolenia".
"Nie chcemy już dłużej milczeć ani godzić się na niesprawiedliwość. To nie był delikatny gest, to odważne wyzwanie rzucone systemowi, który przez lata skupiał w swoich rękach władzę - dodała.
Autorka/Autor: mjz/kab
Źródło: BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Sunil Pradhan/Abaca/PAP/EPA