Żeby zaopatrzenie wojsk NATO dotarło do celu w Afganistanie, musi pokonać tereny, na których pełną kontrolę sprawują lokalni watażkowie i talibowie. Dlatego ci ostatni są sowicie opłacani, pośrednio, przez NATO, informuje "Times".
Kontrakty na dostawy paliwa, sprzętu i uzupełnień dla brytyjskich baz w afgańskiej prowincji Helmand oraz pozostałych sił ISAF, posiadają duże międzynarodowe korporacje. Te z kolei korzystają z usług lokalnych, pakistańskich i afgańskich, firm transportowych, które dowożą ładunki z pakistańskiego portu w Karaczi do południowego Afganistanu.
A trasa prowadzi przez tereny kontrolowane przez talibów.
Pieniądze dla talibów
Lokalni dostawcy muszą więc płacić haracz dowódcom talibów, ponieważ afgańskie siły rządowe, które powinny chronić konwoje, nie są w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. Przedstawiciele lokalnych importerów paliw, firm transportowych oraz ochroniarskich potwierdzili "Timesowi", że talibowie otrzymują łapówki w zamian za nieatakowanie konwojów.
Według jednego z nich aż 25 proc. wydatków na ochronę transportów trafia do rąk talibów. Inny ocenił, że opłata wynosi ok. jednej czwartej wartości dostaw. A talibowie nie są jedynymi pobierającymi haracze. Łapówki otrzymują również lokalni watażkowie, złodzieje, policjanci i przedstawiciele administracji wojskowej.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN