W niedzielę mieszkańcy Yeonpyeong ponownie zamarli ze strachu. Na południowokoreańskiej wyspie znów było słychać wystrzały artylerii. - Napięcie na półwyspie nie maleje. Południe wraz USA zaczynają wspólne manewry, Północ się zbroi - relacjonuje przebywający w Korei Południowy specjalny wysłannik TVN24 Paweł Łukasik.
W niedzielę nad ranem czasu polskiego na Morzu Żółtym rozpoczęły się wspólne manewry morskie Korei Południowej i USA. Udział w nich bierze m.in. amerykański lotniskowiec George Washington z 75 samolotami i 6 tysiącami członkami załogi na pokładzie.
Manewry mają być odpowiedzią na wtorkowy ostrzał południowokoreańskiej wyspy Yeonpyeong przez artylerię Korei Północnej. W jego następstwie zginęły cztery osoby.
Północ grozi
Korea Północna nie ukrywa swojego oburzenia.
W ramach gróźb, Phenian umieścił pociski rakietowe na wyrzutniach na Morzu Żółtym, ostrzegając, że odpowie na wszelkie przypadki naruszenia jej wód terytorialnych. - Zadamy brutalny militarny cios w odpowiedzi na jakąkolwiek prowokację - zapowiedziały władze.
Znów musieli skryć się w schronach
Napięcie na Półwyspie Koreańskim nie maleje. W niedzielę mieszkańcy Yeonpyeong po raz kolejny usłyszeli wybuchające pociski. Odgłosy artylerii dotarły do Yeonpyeong ok. godz. 11 rano czasu miejscowego (godz. 4 nad ranem czasu polskiego). Krótko potem władze w publicznym oświadczeniu nakazały mieszkańcom wyspy, by udali się do schronów. Nakaz ewakuacji odwołano po niecałej godzinie, ok. 11.55 (godz. 5).
- Najprawdopodobniej wszystkie pociski spadły na wody terytorialne Korei Północnej, sąsiadom z Południa nie czyniąc żadnej szkody - podkreślił reporter TVN24.
Źródło: Fakty TVN