Trzydzieści lat po wybuchu czwartego reaktora elektrowni atomowej w Czarnobylu dobiegają końca prace nad budową zabezpieczeń, które odizolują istniejący sarkofag i na następne sto lat zabezpieczą przerobione paliwo jądrowe.
Stary sarkofag (betonowa ochronna powłoka uszkodzonego reaktora jądrowego, która ma chronić atmosferę przed promieniowaniem - red.), który powstał jeszcze w czasach ZSRR, zostanie przykryty ogromną stalową konstrukcją, a kasety z radioaktywnymi odpadami trafią do solidnych betonowych schronów. Przygotowano ich 232. Zaprojektowane są tak, by wytrzymać trzęsienie ziemi i uderzenie dużego samolotu.
- Kolejne decyzje o losie tego paliwa będą podejmowane za sto lat. Nie wiemy, jakie będą wówczas technologie i jaki rodzaj energii będzie wykorzystywany. Dziś przerabianie paliwa jest nierentowne, ale za sto lat sytuacja może się zmienić - wyjaśnia Wołodymyr Duda, wiceszef budowy zakładu przeróbki, którą realizuje amerykańska firma Holtec International. Transport paliwa do schronów powinien rozpocząć się w przyszłym roku i zająć dziewięć lat. Będzie ono przewożone z terenu elektrowni w specjalnej, kilkunastometrowej kapsule umieszczonej na platformie wagonowej. Między elektrownią a zakładem utylizacji i przechowywania zbudowano specjalną linię kolejową. Obecnie trwa jej testowanie. Prace nadzoruje Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej.
Minimum ludzi
Po uruchomieniu przechowalnia będzie całkowicie zautomatyzowana, a obecność ludzi zostanie ograniczona do niezbędnego minimum – mówi inżynier Duda. - Przewidziano dla nich pomieszczenia kontrolne ukryte za grubą warstwą stali i betonu, z których będą mogli obserwować zachodzące tu procesy zza szyb o półmetrowej grubości” – tłumaczy.
Ani Duda, ani robotnicy, którzy pracują przy budowie obiektu, nie obawiają się promieniowania w strefie czarnobylskiej. - Jest w normie i nie zagraża zdrowiu. Widzieliście już ryby w fosie przy elektrowni? Żyją, rozmnażają się i rosną. Nie można ich łowić ani jeść, ale są bardzo smaczne - żartują pracownicy w kolorowych kaskach na głowach podczas przerwy na papierosa w wydzielonej na budowie palarni. Na placu wokół kontenerów biurowych wałęsają się psy, a między ich nogami plączą się szczenięta. W przejrzystej wodzie fosy pływają ogromne, półtorametrowe sumy. Poza terenem siłowni króluje wiosenna zieleń. Opuszczone przed 30 laty domy w zamkniętej strefie Czarnobyla niebawem całkowicie znikną w liściach rosnących przed nimi krzewów i drzew.
"Największy tego rodzaju obiekt na świecie"
Na tle bujnej przyrody srebrzy się ogromna konstrukcja, zwana arką. Buduje ją francuskie konsorcjum Novarka. W końcu bieżącego roku zostanie ona umieszczona nad starym sarkofagiem. Będzie na niego nasuwana w tempie 10 metrów na godzinę. Cała operacja potrwa siedem dni. Rozmiary arki są imponujące: liczy ona 260 metrów szerokości, 150 metrów długości i 110 metrów wysokości. - Jest to największy tego rodzaju obiekt na świecie. Przy budowie pracują specjaliści z wielu krajów: Francuzi, Holendrzy, Niemcy, Polacy i Turcy. Z Polakami, niestety, nie możecie porozmawiać. Znajdują się oni w pobliżu reaktora, a oderwanie ich od pracy oznaczałoby poważne opóźnienie w grafiku - wyjaśnia polskim dziennikarzom Petro Britan z kierownictwa budowy nowego zabezpieczenia.
Stojąc w odległości około 200 metrów od czwartego reaktora czarnobylskiej elektrowni Britan zapewnia, że promieniowanie w tym miejscu nie stanowi zagrożenia. - Jeszcze w 2009 roku nie można było tutaj przebywać tak jak dziś, we własnych ubraniach. Trzeba było przebierać się w specjalne skafandry. Potem usunięto tu górną warstwę ziemi, nawieziono czysty żwir i zalano wszystko betonem. To pozwala na bezpieczne prowadzenie robót - podkreśla.
Miasto duchów
Kilka kilometrów od nieczynnej siłowni znajduje się opuszczone przez ludzi miasto Prypeć. Dzień po katastrofie, 27 kwietnia 1986 r., na zawsze wyjechało stamtąd 50 tysięcy jego mieszkańców. Obecnie słychać tu jedynie śpiew ptaków i skrzypienie poruszanych przez wiatr okien w pustych blokowiskach. W Prypeci można poruszać się tylko po wyznaczonych szlakach. - Bezpiecznie można chodzić tylko po asfalcie, który jest regularnie polewany wodą. W żadnym wypadku nie stąpajcie po trawie. Nie wchodźcie też do żadnych budynków, bo coś może się zawalić - nakazuje przewodnik po strefie wykluczenia, Jewhen Honczarenko. Choć wstęp do tzw. zony jest ściśle limitowany, przewodnik przyznaje, że zdarzają się ludzie, którzy przedostają się tu nielegalnie. - Nie można temu zapobiec, bo jest to ogromne terytorium i nie wszystko da się skontrolować. My oprowadzamy po miejscach, które są zbadane i bezpieczne dla zdrowia - podkreśla Honczarenko.
Dwie kontrole i napis "czysto"
Przed opuszczeniem strefy konieczne jest zbadanie napromieniowania przeprowadzane w dwóch punktach kontrolnych. Pierwszy znajduje się niedaleko od Czarnobyla, drugi – na głównym posterunku kontrolnym w Dytiatkach. Badanie polega na wejściu do metalowej bramki i przyłożeniu rąk do specjalnego urządzenia. Powrót do cywilizacji umożliwia wyświetlający się na bramce napis "czysto". Racjonalne wyjaśnienie, że pieczenie twarzy to tylko efekt promieni słonecznych, nie pozwala jednak na uzyskanie całkowitego spokoju. Pobyt w Czarnobylu należy z siebie dokładnie zmyć. Do katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu doszło 26 kwietnia 1986 roku. Wybuch czwartego reaktora siłowni doprowadził do skażenia części terytoriów Ukrainy i Białorusi. Substancje radioaktywne dotarły też nad Skandynawię, Europę Środkową, w tym Polskę, a także na południe kontynentu - do Grecji i Włoch. W strefie wokół Czarnobyla do dziś obowiązuje zakaz osiedlania się ludzi.
Autor: dln/kk / Źródło: PAP