Wiosną Pentagon padł ofiarą największego cyberataku w historii - ujawnił wiceszef Departamentu Obrony James Lynn. Jak poinformowano, ataku miał dokonać "obcy rząd".
Do ataku doszło w marcu. Wiceminister obrony w czwartek czasu lokalnego swoim przemówieniu powiedział, że podczas jednego włamania z baz Pentagonu ukradziono 24 tysiące plików z tajnymi danymi.
Jaki rząd napadł?
Lynn nie ujawnił szczegółów, co zawierały dokumenty. Zdradził jednak, że napastnik "był obcym rządem". - Mamy całkiem niezłe pojęcie, kto to zrobił - stwierdził. Nie zdradził jednak, o jaki kraj chodzi.
- To jest jaskrawy przykład, dlaczego wojsko realizuje nową strategię obrony swoich sieci komputerowych przy współpracy z prywatnym sektorem przemysłu - przekonywał później minister.
Pentagon boi się wirtualnych ataków
Pentagon pracuje na ponad 15 tys. sieciach komputerowych, siedmiu milionach komputerów w dziesiątkach krajów. Rząd USA od dawna obawia się o bezpieczeństwo swoich systemów komputerowych.
Jak zauważa amerykańska telewizja FOX News, jedną z obaw Pentagonu jest, że któraś z terrorystycznych grup, która ma mniej do stracenia niż obce rządy, nabędzie możliwości nie tylko inwigilowania sieci rządowych USA w celu kradzieży danych, ale także będzie potrafiła zaatakować je i uszkodzić system obrony, a nawet spowodować śmierć.
Będzie "cybernetyczne Pearl Harbor"
W kwietniu tego roku dyrektor CIA Leon Panetta ostrzegał, że w wyniku zmasowanego ataku może dojść do "cybernetycznego Pearl Harbor". Miesiąc później Ministerstwo Obrony przekazało, że "podejmowany przez inne państwo sabotaż komputerowy może stanowić akt wojny", a USA będą mogły na niego "odpowiedzieć zbrojnie".
Z kolei w połowie czerwca Pentagon ostrzegł przed atakami hakerów. - Groźba cyberataków pnie się w górę po schodach eskalacji: od wtargnięć do sieci poprzez zakłócenia funkcjonowania po potencjalne ataki na infrastrukturę, które mogłyby spowodować szkody - powiedział wtedy Lynn.
Źródło: Fox News, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: defense.gov