Austria zamierza zaostrzyć zasady wpuszczania migrantów na swoje terytorium. Jak zapowiedziała szefowa austriackiego MSW, osoby nie chcące wystąpić od razu o azyl, będą na miejscu zawracane. Austria to kolejne państwo, które zaostrza politykę migracyjną w obliczu niezdolności UE do całościowego poradzenia sobie z problemem. "Atmosfera polityczna wokół migrantów w Europie jest coraz bardziej napięta" - stwierdził dziennik "Financial Times".
Austria jest ostatnim przed Niemcami krajem na tzw. bałkańskim szlaku migracyjnym, którym setki tysięcy migrantów przedostały się już do Europy z krajów Bliskiego Wschodu czy Afganistanu.
Austria nie chce być krajem tranzytowym
W poniedziałek austriacka policja informowała, że od początku roku Niemcy codziennie zawracają po kilkuset migrantów z granicy z Austrią, ponieważ nie mają ważnych dokumentów lub odmawiają ubiegania się o azyl w Niemczech. - Jaka jest obecnie sytuacja na granicy niemiecko-austriackiej? Taka, że na wjazd pozwala się tylko tym, którzy chcą azylu w Niemczech, a ci, którzy chcą podróżować dalej, są odsyłani - powiedziała Mikl-Leitner w rozmowie z austriackim radiem publicznym Oe1. Jak dodała, chodzi 200-300 osób dziennie. Austriacy mają zamiar robić to samo. Osoby, które nie zamierzają starać się o azyl w Austrii, a jedynie chcą przez terytorium tego kraju dostać się do Niemiec i dalej, będą zatrzymywani od końca przyszłego tygodnia bezpośrednio na południowej granicy. - Musimy skończyć z "kulturą otwartych ramion" wobec migrantów - stwierdziła Mikl-Leitner.
Coraz bardziej napięta atmosfera
Austria jest kolejnym krajem, który stopniowo zaostrza swoją postawę wobec imigrantów. Jak zauważa w swoim artykule redakcyjnym brytyjski "Financial Times", atmosfera polityczna wokół migrantów w Europie jest coraz bardziej napięta. - Niemcy, do tej pory najbardziej gościnny kraj, zaostrzyły prawo dotyczące deportacji imigrantów, którzy popełnią przestępstwa. Szwecja wprowadza kontrole na granicach, a w Danii centroprawicowy rząd planuje wprowadzenie nowych przepisów wymagających, by uchodźcy oddawali przedmioty wartościowe, w tym biżuterię i pieniądze, aby pokryć koszty zakwaterowania - wymienia "FT". Odnosząc się do hojnego systemu socjalnego Danii, gazeta przywołuje słowa premiera Larsa Lokke Rasmussena: "W Danii mówimy, że zanim dostaniesz te świadczenia, musisz, jeśli masz majątek, płacić za siebie".
Duńczycy poszli za daleko?
- Presji na duński rząd w sprawie migracji nie można zlekceważyć. Licząca 5,6 mln mieszkańców Dania w ubiegłym roku przyjęła 21 tys. ubiegających się o azyl. To jest równoważne z sytuacją, gdyby Wielka Brytania przyjęła ćwierć miliona ludzi. To politycznie nie do pomyślenia - pisze "FT", dodając, że plany duńskich władz nie były zaskoczeniem. Ocenia jednak, że zamiary konfiskowania uchodźcom przedmiotów wartościowych są "szczególnie nie do przyjęcia" i pisze, że słusznie zostały one potępione przez UNHCR jako ksenofobiczne. - Nie służy to żadnym praktycznym celom. Pieniądze odebrane przybywającym uchodźcom prawie wcale nie wystarczą na pokrycie kosztów ich zakwaterowania czy wyżywienia - pisze "FT". - Wydaje się, że to niewiele więcej niż bezwzględny gest mający na celu zniechęcenie często zdesperowanych ludzi do przyjazdu do Danii - komentuje. Według gazety obecny kryzys migracyjny może okazać się najpoważniejszym w powojennej historii Europy. - Nie można przewidzieć, czy przywódcy bloku przezwyciężą wyzwanie. Pewne jest natomiast, że małostkowe populistyczne kroki w rodzaju tych rozważanych przez Danię w żaden sposób nie przyczynią się do rozwiązania problemu - podsumowuje "Financial Times".
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP