Nie żyje 140 osób, w tym dzieci. "Strzelają do nas jak do ptaków"

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, Reuters

W sobotę birmańskie siły bezpieczeństwa kolejny raz otworzyły ogień do prodemokratycznych demonstrantów w różnych częściach Birmy. W całym kraju zginęło 140 osób - informuje miejscowy portal Myanmar Now. Według doniesień wśród ofiar są dzieci. Wielka Brytania, USA i Unia Europejska ostro potępiły działania birmańskiej junty.

W Mjanmie (dawniej Birmie) od ponad miesiąca trwają masowe protesty i strajki przeciwko wojskowej juncie, która 1 lutego obaliła demokratycznie wybrany rząd Narodowej Ligi na rzecz Demokracji i aresztowała jej przywódczynię, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi. Wojskowe władze postawiły jej szereg zarzutów kryminalnych.

W piątek krajem wstrząsnęła kolejna fala demonstracji, które były kontynuowane w sobotę. Siły bezpieczeństwa brutalnie tłumiły protesty i wielokrotnie strzelały do ich uczestników ostrą amunicją.

"Strzelają do nas jak do ptaków"

Agencja Associated Press przekazała wyliczenia anonimowego badacza z Rangunu, śledzącego represje w Birmie, według którego w ponad 24 miejscowościach w sobotę z rąk służb bezpieczeństwa zginęło 107 osób. Agencja zastrzega, że sama nie jest w stanie zweryfikować tych doniesień.

Według agencji to najkrwawszy dzień protestów trwających w całym kraju od przejęcia władzy przez wojsko 1 lutego. W sumie zginęło w nich już ponad 440 osób - informuje Reuters.

Według Myanmar Now w Mandalaj zginęło co najmniej 40 osób, w tym 13-letnia dziewczynka, a w Rangunie co najmniej 27 osób. Wcześniej donoszono również o śmierci pięcioletniego chłopca w Mandalaj, ale informacje na temat jego losu są sprzeczne - przekazał Reuters. Dodano, że w regionie Sikong zginął trzynastolatek.

- Strzelają do nas jak do ptaków czy kur, nawet w naszych domach - to słowa jednego z protestujących w mieście Mjingjan, gdzie siły bezpieczeństwa zabiły co najmniej dwie osoby. - Ale mimo tego będziemy protestować (...) musimy walczyć, aż do upadku junty - zaznacza mężczyzna, cytowany przez agencję Reutera.

W ostrzeżeniu w piątek wieczorem telewizja państwowa stwierdziła, że ​​protestującym "grozi postrzał w głowę i plecy".

"Ten rozlew krwi jest przerażający"

Działania birmańskiej junty spotkały się z krytyką dyplomacji Wielkiej Brytanii, Unii Europejskiej i USA. "Dzisiejsze zabójstwa nieuzbrojonych cywilów, w tym dzieci, to nowy poziom niegodziwości" - napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Dominic Raab. Dodał, że jego kraj będzie pracował nad zakończeniem tej "bezsensownej przemocy" i pociągnięciem winnych do odpowiedzialności. Wcześniej brytyjski ambasador w Birmie przekazał, że siły zbrojne tego kraju zhańbiły się w dniu własnego święta.

"76. obchody Dnia Sił Zbrojnych zostaną zapamiętane jako dzień terroru i hańby. Zabójstwa nieuzbrojonych cywilów, w tym dzieci, to czyny nie do obrony" - ogłosiła na Twitterze i na Facebooku ambasada UE w Birmie.

- Ten rozlew krwi jest przerażający - przekazał ambasador USA w Birmie Thomas Vajda. Dodał, że Birmańczycy jasno dali do zrozumienia, że nie chcą żyć w kraju rządzonym przez wojskowy reżim.

Jak powiedział rzecznik amerykańskiej ambasady, w sobotę oddano również strzały w amerykańskim centrum kulturalnym w największym mieście Mjanmy, Rangun, ale nie spowodowały one żadnych obrażeń. Ambasada bada incydent.

"Armia stara się połączyć ręce z całym narodem, aby chronić demokrację"

Do rozprawienia się z demonstrantami doszło w dniu sił zbrojnych, gdy przywódca rządzącej junty generał Min Aung Hlaing zapewniał, że wojsko będzie chronić ludzi i dążyć do demokracji.

- Armia stara się połączyć ręce z całym narodem, aby chronić demokrację - powiedział generał w programie na żywo w telewizji państwowej, dodając, że władze również starają się chronić ludność i przywrócić pokój w całym kraju. - Gwałtowne akty, które wpływają na stabilność i bezpieczeństwo w celu stawiania żądań, są nieodpowiednie - stwierdził. Hlaing powtórzył też obietnicę przeprowadzenia wyborów po obaleniu Aung San Suu Kyi, nie podając ram czasowych.

Jak zauważa Reuters w odbywającej się w stolicy kraju Naypyidawie paradzie wojskowej wziął udział wiceminister obrony Rosji Aleksandr Fomin. Był to najwyższy rangą zagraniczny gość uroczystości, w których wzięli też udział przedstawiciele m.in. Chin i Indii. "Rosja jest naszym prawdziwym przyjacielem" - cytuje słowa Min Aung Hlainga Reuters.

Pucz w MjanmiePAP/Reuters

Autorka/Autor:ads, momo/kab

Źródło: PAP, Reuters