Liczba osób, które trafiły do aresztu w związku ze śledztwem w sprawie zabójstwa dziewięciu amerykańskich mormonów 4 listopada tego roku, wzrosła do siedmiu. Poinformowała o tym we wtorek prokuratura Meksyku. W ostatnich dniach aresztowano trzy osoby, na których ciążą inne zarzuty.
Na trzech zatrzymanych w ostatnich dniach osobach ciążą między innymi zarzuty o handel narkotykami. Zarzut zabójstwa nie został jeszcze postawiony - pisze agencja Reutera. Cztery osoby aresztowane wcześniej podlegają aresztowi domowemu - dodaje.
Jak zauważa Reuters, nazwisko jednego z podejrzanych zamieszczone na liście opublikowanej we wtorek przez prokuraturę jest zbieżne z nazwiskiem szefa policji w miasteczku Janos w stanie Chihuahua w północnej części kraju.
Lokalna prasa sugerowała, że komendant policji z Janos był opłacany przez kartel narkotykowy La Linea i to on zorganizował morderstwo rodziny LeBaron.
Dziewięć ofiar masakry
Do masakry doszło w regionie, w którym walczą ze sobą kartele narkotykowe - na pograniczu stanów Chihuahua i Sonora przy granicy z USA. Zginęło w niej dziewięć osób: trzy kobiety i sześcioro dzieci. Jedna dziewczynka uciekła do lasu i zaginęła. Pięcioro dzieci, z których jedno zostało postrzelone, zdołało uciec i dotrzeć do domu.
Według lokalnych mediów ofiary należały do rodziny LeBaron, powiązanej ze społecznością mormonów, których przodkowie osiedlili się w północnym Meksyku pod koniec XIX wieku, uciekając z USA przed prześladowaniami ze względu na ich tradycje, m.in. poligamię. Wielu mormonów w Meksyku posiada podwójne obywatelstwo meksykańskie i amerykańskie.
Lokalny aktywista i krewny zamordowanych Julian LeBaron opisał wydarzenie jako "masakrę" i dodał, że niektóre ofiary spłonęły żywcem. Dodał, że jego bliscy odnaleźli spalony samochód, w którym były zwłoki. Po kilku godzinach odnaleziono kolejne dwa samochody, w których były ciała dwóch kobiet i dwojga dzieci.
Autor: mart\mtom / Źródło: PAP