Martyna Wojciechowska, Birma i chwile grozy


- Wczoraj przeżyliśmy chwile grozy zaraz po wylądowaniu w Birmie, ale teraz jest wszystko dobrze. Szczęśliwie udało nam się dolecieć do Bangkoku. Cała ekipa TVN ma się dobrze - mówi dziennikarka Martyna Wojciechowska. Wczoraj ona i osoby pracujące przy programie "Kobieta na Krańcu Świata" zostały zatrzymane w kraju rządzonym przez juntę wojskową.

W Birmie dziennikarka wraz z ekipą TVN miała kręcić jeden z odcinków programu.

- Przeżyliśmy chwile grozy zaraz po wylądowaniu. Niestety, potwierdziła się informacja, którą nieoficjalnie otrzymaliśmy dwie godziny wcześniej, że cofnięto nam pozwolenia na wjazd do tego kraju. Było sporo zamieszania z wwiezieniem sprzętu, zagrożono nam deportacją, obawialiśmy się bezterminowego skonfiskowania kamer i aparatów - opowiada dziennikarka. Dodaje, że ekipa musiała sobie poradzić w tej "trudnej sytuacji". - Przez cały czas byliśmy obserwowani. Szczęśliwie udało nam się dolecieć do Bangkoku - dodaje.

"Mamy się dobrze"

Obecnie przemieszczają się na północ. Tam nakręcą kolejny odcinek programu. - To zdecydowanie najtrudniejszy wyjazd, jaki do tej pory nam się przytrafił. Jesteśmy wyczerpani wszystkimi napotkanymi problemami, ale jednocześnie zmotywowani tym, że udało te trudności pokonać. Cała ekipa TVN ma się dobrze - zapewnia Wojciechowska.

Od 1962 roku, po zamachu stanu, w Birmie panuje dyktatura wojskowej junty. Reżim całkowicie odizolował kraj, tym samym burząc obraz Birmy jako jednego z najbardziej rozwiniętych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Pod koniec października lub na początku listopada w Birmie mają się odbyć wybory parlamentarne. Przez dużą część społeczności międzynarodowej nazywane są "farsą".

Będą to pierwsze wybory w tym kraju od 1990 roku. Wtedy wygrała je opozycja, jednak wynik został unieważniony przez wojskowe władze.

Źródło: TVN