"Ludzie rzucali się na siebie, ja też się przykrywałam innymi osobami"

[object Object]
Sylwia Raush określiła atak jako "jedną wielką masakrę"TVN 24
wideo 2/21

- Słyszałam strzały z każdej strony, coraz głośniejsze. To, co dzisiaj słyszę, to te strzały właśnie. Ludzie biegli w stronę plaży, ja również - opisywała w TVN24 swoje wspomnienia z ataku w Nicei Sylwia Raush, która w czwartek wieczorem była na bulwarze, gdy ciężarówka rozjeżdżała tłum ludzi.

Sylwia Raush określiła atak jako "jedną wielką masakrę". Gdy ciężarówka zaczęła wjeżdżać w tłum ludzi, wychodziła akurat z baru.

- Kiedy skończyły się fajerwerki, wszyscy zaczęli biec w moją stronę - powiedziała. Dodała, że nie można było do końca ustalić, skąd dochodziły strzały, a samochód wjeżdżający w tłum nie był widoczny.

"Schowałam się pod samochodem"

- Słyszałam strzały z każdej strony, coraz głośniejsze. To, co do dzisiaj słyszę, to te strzały właśnie. Ludzie biegli w stronę plaży, ja również - mówiła. - Ludzie rzucali się na siebie, ja też się przykrywałam innymi osobami - opowiadała.

Wspominała, że najgorsze były chwile, kiedy biegła i nie wiedziała, gdzie się ukryć.

- Chciałam gdzieś się schronić, ale hotele, wszystko było pozamykane. Pierwsze miejsce, gdzie weszłam, to policja, ale tam było za dużo ludzi - stwierdziła. - Zdenerwowałam się, bo strzały coraz głośniej do nas dochodziły - dodała.

Zjechała na dół, na podziemny parking policyjny. - Zgubiłam torbę, bagaż, komputer, na nic nie patrzyłam. Wsiadłam do zapchanego samochodu, pełnego ludzi. Inna rodzina mnie nie mogła zabrać, bo było przepełnione auto - mówiła.

Jak dodała, z parkingu nie dało się wyjechać. - Siedziałam pod nogami, na miejscu pasażera, cała spocona, brudna - opowiadała.

"Bałam się spojrzeć przez okno"

- Autostrada była zatrzymywana, ludzie z pistoletami, bałam się spojrzeć przez okno samochodu - relacjonowała pani Sylwia.

Dodała, że teraz nie ma zamiaru ruszyć się z mieszkania kilkanaście kilometrów od Nicei, w którym przebywa. Nie wróciła do centrum po swoje rzeczy, ale na szczęście ma przy sobie dokumenty. - Będę planowała wyjazd, bo jest stan alarmowy - dodała.

Pani Sylwia oceniła, że Francuzi są dziś "totalnie załamani, promenada jest pełna rozpaczy, widać zabawki".

- Dużo dzieci widziałam wczoraj - wspomniała. Dodała, że wszędzie leżały porozrzucane buty, butelki, i wyglądało to jak "rzeź".

Zamach w Nicei

Według ostatniego bilansu w ataku na południu Francji zginęły 84 osoby, w tym dziesięcioro dzieci lub nastolatków. Według policji za zamach odpowiada mężczyzna pochodzenia tunezyjskiego, mieszkający we Francji.

Do ataku doszło w czwartek późnym wieczorem na nadmorskiej promenadzie, na której zgromadzeni mieszkańcy i turyści oglądali pokaz fajerwerków z okazji Dnia Bastylii, święta narodowego Francji. W zgromadzony tłum wjechała ciężarówka.

Autor: mart//rzw / Źródło: TVN 24

Raporty: