Prawo i Sprawiedliwość przeprowadziło czystki w spółkach skarbu państwa na niespotykaną dotychczas skalę - pisze "The Economist", dodając że zwolnienia nie ominęły nawet polskich stadnin koni arabskich. #PisząoPolsce
"The Economist" w piątek pisze, że głośna w ostatnim czasie była sprawa zmian w stadninach koni w Michałowie i Janowie Podlaskim. Zauważa, że doświadczonych hodowców zastąpiono nowymi prezesami. W przypadku Janowa jest to nie mający nigdy wcześniej styczności z końmi Marek Skoromowski, z wykształcenia ekonomista, którego "referencje to związki z małą prawicową partią sprzymierzoną z rządzącym Prawem i Sprawiedliwością".
Liczy się lojalność, nie kompetencje
"The Economist" zauważa, że czystki w stadninach to tylko niewielka część tego, co zrobiło w spółkach skarbu państwa Prawo i Sprawiedliwość po wygranych wyborach. "Poprzedni rząd wymieniał menadżerów, ale nie na taką samą skalę" - zauważa dziennik. Odnotowuje, że PiS wymienił prezesów w 13 z 14 firm należących do WIG30 i notowanych na warszawskiej giełdzie. Stanowisko zachował jedynie prezes największego polskiego banku PKO BP. Dziennik powołuje się na "Rzeczpospolitą", która pisała, że w ciągu ostatniego roku wymieniono wszystkich szefów najważniejszych spółek skarbu państwa.
"Jarosław Kaczyński, lider PiS, ceni sobie lojalność nad kompetencje" - pisze "The Economist" i zauważa, że zmiany nie ominęły służby cywilnej, bo po nowelizacji ustawy z wymagań zniknął 5-letni okres zakazu przynależności do partii politycznej. Wymieniono stałego przedstawiciela RP przy Unii Europejskiej, wszystkich kuratorów oświaty, były polityk PiS został szefem telewizji publicznej, a w ostatnim tygodniu asystent premier Beaty Szydło został mianowany prezesem drugiego największego w kraju portu lotniczego - wymienia dziennik.
"The Economist" pisze także o inicjatywie Nowoczesnej, która stworzyła stronę internetową, na której pokazuje koneksje rodzinne, towarzyskie i partyjne między nowymi prezesami PiS. Dziennik przypomina, że agencja Moody’s ostrzegała Polskę, że kryzys konstytucyjny zmniejsza atrakcyjność kraju dla zagranicznych inwestorów, co może odbić się na polskim ratingu. Ocena ma być wystawiona 13 maja.
"Zwiększając wpływ na spółki kontrolowane przez skarb państwa, które Jackiewicz [Dawid Jackiewicz, minister skarbu państwa - red.] nazwał niezależnymi księstwami, PiS wzmocniło swoją bazę. Teraz, kiedy kadry są na miejscu, można zacząć rewolucję" - podsumowuje "The Economist".
"Partia rządząca chce mieć wpływ na sąd konstytucyjny"
Agencja Associated Press zauważa, że prezydent Andrzej Duda przyjął w czwartek przysięgę od nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego, pomimo narastającego kryzysu konstytucyjnego. AP pisze, że kryzys trwa od grudnia, kiedy rządzące PiS przyjęło regulacje, które w rzeczywistości zablokowały pracę TK. Zaznacza, ze po stronie TK opowiedzieli się trzej byli prezydenci Polski, a ich apel poparło wiele samorządów. "Partia rządząca chce mieć wpływ na sąd konstytucyjny, by zapobiec blokowaniu reform, które zamierza przeprowadzić, w tym planowanej szerokiej reformie państwa. Ale ich ruchy wywołały sprzeciw opozycji i niektórych przywódców Unii Europejskiej, którzy twierdzą, że zagrożone są polska demokracja i praworządność" - stwierdza AP. Agencja zauważa, że do Warszawy po raz kolejny przyjechali przedstawiciele Komisji Weneckiej.
"Przed imigracją zawsze jest emigracja"
"The Economist" w innym artykule stara się zrozumieć, dlaczego w Europie Wschodniej panuje taki sprzeciw wobec imigrantów. Przypomina wypowiedź prezydenta Czech Milosa Zemana, który stwierdził, że napływ uchodźców to "zorganizowana inwazja" i słowa Jarosława Kaczyńskiego, który straszył "bardzo poważnymi chorobami" przenoszonymi przez przybyszów. "Obawy związane z migracją w regionie nie są niczym nowym" - zauważa dziennik. Powołuje się przy tym na książkę amerykańskiej wykładowczyni z University of Chicago "The Great Departure", która zauważa, że zjawisko imigracji jest dla Europy Wschodniej czymś zupełnie nowym, bo dotychczas kraje tego regionu miały do czynienia wyłącznie z emigracją. W swojej książce badaczka zauważa, że w XIX i XX wieku "gorączka emigracyjna" była postrzegana jako zjawisko, które sprawi, że wioski opustoszeją. Większość ludzi wyjeżdżała do USA. W 1907 roku do Ameryki przyjechała rekordowa liczba ludzi z jednego państwa, było 300 tys. przybyszów z Austro-Węgier. W czasie pierwszej wojny światowej ludność Europy została zdziesiątkowana przez toczące się walki, a potem epidemię hiszpanki. W 1920 roku w efekcie wyjazdów Polska zaostrzyła kontrolę paszportową, a Czechosłowacja starała się ściągnąć z powrotem swoich obywateli. Jednak politycy 20-lecia międzywojennego zauważyli nową potęgę emigracji - dzięki niej mogli pozbywać się niechcianych mniejszości. "Pomimo ograniczeń związanych z paszportami, w Polsce Żydzi byli zachęcani do wyjazdu" - pisze "The Economist". W latach 30. tendencja taka przyjęła się w całej Europie Wschodniej.
Zahra zauważa w swojej książce, że zatarła się wówczas granica pomiędzy "ratowaniem a usuwaniem… oraz emigracją a wydalaniem". "Nawet w czasie Holocaustu usuwanie Żydów z Europy Wschodniej było politycznie akceptowane" - pisze "The Economist".
Po upadku Żelaznej Kurtyny, a potem wstąpieniu do Unii Europejskiej przed Czechami, Polakami i Węgrami otworzyły się nowe horyzonty - zauważa "The Economist". Dodaje, że od 2004 roku doszło do największej fali wschodnioeuropejskiej emigracji. Jednak dzisiaj emigracja to nie jest bilet w jedną stronę - zauważa dziennik.
Autor: mk//gak / Źródło: The Economist, AP
Źródło zdjęcia głównego: The Economist, ABC News