|

Pogromca smoków się nie poddaje

Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy
Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy
Źródło: Horacio Villalobos#Corbis/Corbis via Getty Images

Otwarcie przedstawicielstwa Tajwanu w Wilnie doprowadziło do najpoważniejszego jak dotąd kryzysu w relacjach między Litwą a kontynentalnymi Chinami. Pekin obniżył rangę stosunków dyplomatycznych z Wilnem i zablokował import litewskich towarów, a w kontrolowanych przez komunistyczne władze mediach rozpoczęła się propagandowa nagonka na Litwę. Rząd w Wilnie nie zamierza jednak ustępować.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Victoria Tower to 15-piętrowy biurowiec usytuowany w prestiżowej, administracyjno-biznesowej dzielnicy Wilna niedaleko Sejmu. To właśnie tam, na najwyższym piętrze, od 18 listopada działa Przedstawicielstwo Tajwanu na Litwie. Zgoda na jego powstanie - choć oficjalnie nie ma ono statusu placówki dyplomatycznej - była kulminacyjnym punktem całej serii działań litewskich władz, które rozsierdziły przywódców komunistycznych Chin. Kamieniem obrazy dla Pekinu było jednak nie samo otwarcie biura, ale jego nazwa. Użycie słowa "Tajwan" zostało potraktowano jako naruszenie polityki "jednych Chin".

Choć Pekin uważa Tajwan za część swojego terytorium, to jego biura przedstawicielskie działają swobodnie w wielu krajach, także w większości państw Unii Europejskiej, w tym w Polsce. Wszędzie, poza Litwą, noszą one jednak nazwę stolicy Tajwanu - Tajpej, co ma podkreślać ich półoficjalny charakter. To furtka umożliwiająca państwom uznającym i utrzymującym stosunki dyplomatyczne tylko z komunistycznymi Chinami ze stolicą w Pekinie jednoczesną współpracę gospodarczą, kulturalną czy naukową z Republiką Chińską na Tajwanie.

Otwarcie tajwańskiego biura w Wilnie zapowiadano od wiosny ubiegłego roku. Oburzony Pekin w sierpniu zareagował odwołaniem swojego ambasadora na Litwie. Niektórzy przedstawiciele litewskich władz próbowali przekonywać, że reakcja Chin jest przesadzona. Prezydent Litwy Gitanas Nausėda w rozmowie z portalem 15min.lt w listopadzie, tuż przed otwarciem biura, bagatelizował kwestię nazwy zaznaczając, że przedstawicielstwo nie jest placówką dyplomatyczną, a jego otwarcie nie oznacza oficjalnego uznania Tajwanu. - Trzymamy się nadal zasady "jednych Chin" - deklarował.

Pekin nie przyjął jednak tych deklaracji za dobrą monetę. Wkrótce po uruchomieniu tajwańskiej placówki, 21 listopada, Chiny ogłosiły obniżenie stosunków dyplomatycznych z Litwą z poziomu ambasadorów do poziomu chargé d'affaires. W grudniu Litwa ewakuowała z Pekinu personel swojej ambasady w obawie o jego bezpieczeństwo. Równolegle chińskie władze prowadzą kanonadę ataków propagandowych przeciw Litwie w kontrolowanych przez siebie mediach. Prym wiedzie w niej anglojęzyczny "The Global Times", który nazywa Litwę "myszą, a nawet pchłą, pod stopami walecznego słonia".

Problematyczna placówka

Litwa przez trzy dekady od odzyskania niepodległości z powodzeniem budowała wizerunek małego, ale odważnego kraju, rzucającego wyzwanie imperiom. Aktywnie wspierała też procesy demokratyzacyjne w Gruzji, na Ukrainie, w Mołdawii, a ostatnie dwa lata to wysiłki na rzecz demokratycznej Białorusi. Chiny jednak leżały raczej na uboczu zainteresowania litewskich polityków, choć także w poprzednich latach dochodziło do spięć. Choćby w 2000 roku, gdy ówczesny przewodniczący chińskiego parlamentu Li Peng skrócił swoją wizytę w Wilnie, gdy dowiedział się o organizowanej w litewskim Sejmie konferencji na temat zbrodni komunizmu.

Gestów, które Pekin mógłby odebrać wprost jako nieprzyjazne, starano się jednak unikać. Dalia Grybauskaitė, która przez dwie kadencje w latach 2009-2019 sprawowała urząd prezydenta Litwy, w 2013 roku spotkała się co prawda w Wilnie z duchowym przywódcą Tybetańczyków, ale spotkanie miało charakter prywatny. Podczas kolejnej wizyty dalajlamy na Litwie pięć lat później do podobnego spotkania już nie doszło. Kilka miesięcy później litewska przywódczyni udała się natomiast do Szanghaju, gdzie rozmawiała z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem i zainaugurowała litewsko-chińskie forum handlu i inwestycji.

Zwrot w polityce wobec Chin i najgorsze od nawiązania stosunków dyplomatycznych we wrześniu 1991 roku relacje wiążą się ze zmianą rządu w Wilnie, gdy po wyborach w 2020 roku do władzy doszła koalicja konserwatywnego Związku Ojczyzny i dwóch partii liberalnych. Ale jeszcze zanim do tego doszło, litewskie służby specjalne alarmowały o ryzyku, jakie wiąże się z chińskimi wpływami. W 2019 roku w corocznym, otwartym raporcie litewskiego kontrwywiadu odnotowano, że działania chińskich służb bezpieczeństwa na Litwie stają się coraz bardziej agresywne, a chcąc uzyskać interesujące informacje, tajne służby Pekinu nie wahają się przed próbami werbunku litewskich obywateli.

Zwrot w polityce zagranicznej

W asertywną politykę Litwy wobec Pekinu, której kulminacją było otwarcie tajwańskiego biura, wpisuje się szereg innych działań. W maju w Sejmie Litwy ponadpartyjne poparcie uzyskała rezolucja potępiająca łamanie przez Chiny praw człowieka. Znalazło się w niej stwierdzenie, że Chiny dopuszczają się ludobójstwa wobec zamieszkujących prowincję Sinciang Ujgurów. W tym samym czasie szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis ogłosił, że Litwa opuszcza skupiającą Chiny i kraje Europy Środkowo-Wschodniej inicjatywę "17+1".

Dziś to właśnie szefa MSZ Litwy i lidera współrządzącego Związku Ojczyzny uważa się za architekta polityki przeciwstawiania się Pekinowi. Swoimi działaniami zaskarbił sobie uznanie ekspertów i mediów międzynarodowych. Pod koniec ubiegłego roku "Politico" zaliczyło go do 28 najważniejszych postaci europejskiej polityki. "Litewski minister spraw zagranicznych skierował swoje państwo na kurs kolizyjny z Pekinem i nie zamierza zwalniać" - pisało "Politico", tytułując Landsbergisa "pogromcą smoków". Nie omieszkano przypomnieć, że szef MSZ jest wnukiem Vytautasa Landsbergisa, przywódcy Litwy z czasów, gdy ta wyzwalała się spod dominacji Moskwy.

W czerwcu 2020 roku, kilka miesięcy przed zwycięskimi dla Związku Ojczyzny wyborami, Landsbergis wspólnie z innym konserwatywnym politykiem Mantasem Adomėnasem, który dziś jest wiceszefem MSZ, ogłosił w litewskich mediach manifest, w którym domagał się podjęcia przez Litwę bardziej zdecydowanych działań wobec Chin: wsparcia dla opozycji w Hongkongu, rozwinięcia współpracy z Tajwanem, wycofania się z formatu "17+1" czy rezygnacji ze współpracy z Huawei w ramach budowy sieci 5G. Po wyborach postulat wsparcia dla walczących o wolność - "od Białorusi po Tajwan" - znalazł się w umowie koalicyjnej nowego rządu.

Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy
Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy
Źródło: Horacio Villalobos#Corbis/Corbis via Getty Images

Opinia publiczna podzielona

Na Litwie nie brakuje jednak krytyków "polityki wartości" w stosunkach zagranicznych prowadzonej przez obecny rząd. Lider opozycyjnego Związku Rolników i Zielonych Ramūnas Karbauskis pod koniec listopada opublikował tekst, w którym stwierdził, że "konfrontacyjna polityka zagraniczna" szkodzi interesom Litwy. Sceptyczni wobec działań rządu są też opozycyjni socjaldemokraci, choć to ich posłanka Dovilė Šakalienė zaangażowała się w sprawę uznania ludobójstwa Ujgurów oraz wzięła udział w delegacji Sejmu na Tajwan pod koniec ubiegłego roku.

Nieoczekiwanie do głosów krytycznych dołączył także prezydent Gitanas Nausėda. Wcześniej wyraźnie zaznaczał, że Litwa ma prawo rozwijać współpracę z Tajwanem i nie ulegnie chińskiej presji, ale na początku tego roku w wywiadzie radiowym stwierdził, że zgoda na nazwę tajwańskiej placówki w Wilnie była błędem, a decyzja MSZ w tej sprawie nie była z nim konsultowana. W odpowiedzi Landsbergis zapewnił, że wszystkie działania były koordynowane z prezydentem, ale zastrzegł, że nie chce tej sprawy roztrząsać.

Wygląda jednak na to, że zarówno opozycja, jak i prezydent - już teraz zapewne myślący o reelekcji (kolejne wybory odbędą się w 2024 roku) - wsłuchują się w głos opinii publicznej. A ta w kwestii polityki wobec Chin jest podzielona. Jak pokazało badanie przeprowadzone w listopadzie na zlecenie telewizji publicznej LRT, o ile większość Litwinów popiera politykę rządu wobec Białorusi, to w przypadku Chin rząd może liczyć na wsparcie zaledwie jednej trzeciej społeczeństwa. Ponad 40 procent ankietowanych jest przeciwnych działaniom rządu w sprawie Chin i Tajwanu.

Gitanas Nauseda, prezydent Litwy
Gitanas Nauseda, prezydent Litwy
Źródło: Karolis Kavolelis / Shutterstock.com

Pancerna solidarność

Przyczyn zwrotu w polityce Litwy wobec Chin upatruje się nie tylko w zmianie rządu czy pragnieniu wzmocnienia wizerunku kraju jako promotora demokracji. Jeszcze zanim otwarto tajwańskie biuro, litewscy eksperci przekonywali, że Wilno w swoich międzynarodowych kalkulacjach musi uwzględniać przede wszystkim stanowisko najważniejszego sojusznika - USA. Litwini muszą być pewni, że wypowiedziana 20 lat temu w Wilnie deklaracja prezydenta George’a W. Busha, że "każdy, kto obierze sobie Litwę za wroga, stanie się też wrogiem USA", nie jest tylko pustosłowiem.

"Tak jak i dla poprzedniej administracji prezydenckiej, Chiny pozostają zasadniczym wyzwaniem dla USA" - przekonywał w analizie wileńskiego Centrum Badań Wschodnioeuropejskich politolog Tomas Janeliūnas. Działania Litwy na kierunku chińskim uczyniły z niej jednego z najbardziej wyrazistych krytyków Pekinu w UE. "Jest to całkowicie zgodne z interesami USA, które poszukują w UE partnerów, z którymi razem będzie można powstrzymywać rosnące wpływy Chin" - pisał litewski analityk. Zaangażowanie Litwy ma przykuć uwagę USA i przypomnieć Waszyngtonowi o znaczeniu "wschodniej flanki" NATO.

Stany Zjednoczone odpowiedziały deklaracją "pancernej solidarności" (ironclad solidarity) wypowiedzianą przez sekretarza stanu Antony’ego Blinkena. Ale na deklaracjach się nie skończyło. W listopadzie Litwa usłyszała zapowiedź udostępnienia jej linii kredytu eksportowego o wartości 600 milionów dolarów. Porozumienie między litewskim resortem gospodarki i amerykańskim EXIM (rządowy bank eksportowo-importowy) ma m.in. umożliwić Litwie dywersyfikację łańcuchów dostaw. Litwa została też zaproszona do dwustronnych konsultacji z USA w sprawie rozwoju współpracy w regionie Indii i Pacyfiku.

Koszty wizerunkowego sukcesu

Wejście na kolizyjny kurs z azjatyckim gigantem przyniosło też niewątpliwy sukces wizerunkowy. Litwa zwróciła na siebie uwagę mediów, o czym świadczyć mogą wspomniane "Politico" doceniające wysiłki "pogromcy smoka" - Landsbergisa czy "The Economist" wymieniający Litwę wśród kandydatów do tytułu "Kraju roku". Zaangażowanie na odcinku chińskim pozwoliło też Litwie zachować reputację państwa stawiającego prawa człowieka na pierwszym miejscu w tym samym czasie, gdy kontrowersyjnymi metodami (push-backi, ograniczenie dostępu mediów) zwalczała nielegalną migrację na granicy z Białorusią.

Litwa zaskarbiła sobie też wdzięczność samych Tajwańczyków. W kraju trwa boom na produkty z Litwy: mieszkańcy wyspy coraz chętniej sięgają po litewskie sery, słodycze czy alkohol. W ostatnich dniach głośno było o zakupie przez tajwańskiego importera ponad 20 tysięcy butelek rumu z Litwy, którego wwóz do Chin został zablokowany przez tamtejsze władze. Przybywający na Tajwan Litwini mogą liczyć na specjalne traktowanie. Władze Tajwanu zapowiedziały też utworzenie wartego 200 milionów dolarów funduszu na inwestycje w litewski przemysł.

Zastrzyki finansowe w litewską gospodarkę, których zapowiedzi płyną z Tajpej i Waszyngtonu, mają pomóc Litwie w przezwyciężeniu trudności wywołanych chińskimi retorsjami. Ale konfrontacja z Pekinem może się okazać kosztowna. Komunistyczne władze chcą przykładnie ukarać Litwę, by odstraszyć inne państwa chcące podążyć jej śladem oraz wywrzeć presję na partnerów gospodarczych Wilna. W ciągu ostatnich tygodni Chiny blokowały import litewskich towarów, na pewien czas Litwa została też usunięta z chińskiego systemu celnego.

Wstrzymywane są też dostawy chińskich komponentów dla litewskich firm. Cytowany przez "Washington Post" Vidmantas Janulevičius z Litewskiej Konfederacji Przemysłowców szacuje straty tamtejszych przedsiębiorstw na 169 milionów dolarów. Chińskie retorsje mogą jednak zaszkodzić także zagranicznym inwestorom obecnym na Litwie, takim jak Continental czy Siemens. "Nie otrzymujemy już niezbędnych komponentów z Chin. Nie możemy już importować części potrzebnych do produkcji z Chin. Nie możemy eksportować gotowych produktów do Chin" - bije na alarm Niemiecko-Bałtycka Izba Handlowa w piśmie skierowanym do litewskich władz.

Kryzys na linii Litwa-Chiny stał się problemem ogólnoeuropejskim, jak i przedmiotem wewnętrznej walki politycznej. Z wielu stron - poszkodowanych przedsiębiorców, krajowej opozycji, zachodnich rządów i wreszcie samego Pekinu - rośnie presja na rząd w Wilnie, który jak na razie nie zamierza schodzić z obranej drogi. Ustępstwa oznaczałyby, że Pekin jest w stanie wpływać na politykę krajów europejskich. Retorsje zmuszają do reakcji stolice państw UE, w tym Berlin, gdzie nowy rząd, zwłaszcza szefowa MSZ Annalena Baerbock, obiecywał więcej asertywności w relacjach z Chinami.

Agresywnych działań Chin nie da się już łatwo przemilczeć w imię "pragmatycznej" współpracy. I być może w ten sposób Wilno osiągnęło swój cel. Mimo ekonomicznych kosztów.

Czytaj także: