Lekarze pozwolili młodej kobiecie na samobójstwo, ponieważ wcześniej podpisała tzw."testament życia". Gdyby medycy udzielili kobiecie pomocy, mogliby mieć kłopoty z prawem.
26-letnia Kerrie Wooltorton cierpiała na depresję, ponieważ nie mogła mieć dziecka. Załamanie psychiczne spowodowało, że kobieta połknęła truciznę, by odebrać sobie życie. Jednak chwilę po tym zadzwoniła na pogotowie. Gdy przyjechali lekarze, zastali ją świadomą z listem w ręku, w którym Brytyjka prosiła jedynie o umożliwienie jej śmierci bez cierpienia. Zaznaczyła jednak, że nie życzy sobie żadnych prób ratowania jej życia.
Patrzyli jak umiera
Lekarze nie mogli zrobić nic innego, jak tylko patrzeć jak kobieta umiera. Wystraszyli się, że mogą zostać oskarżeni o to, że udzielili jej pomocy mimo tego, że kobieta świadomie pomoc odrzuciła.
Jakkolwiek uniknęli procesu, to rodzina samobójczyni nie ma wątpliwości, że obowiązkiem lekarzy było pomóc.
Kilka prób
Kerrie Wooltorton kilka razy próbowała odebrać sobie życie. Jednak za każdym razem była ratowana przez lekarzy. We wrześniu 2007 napisała więc "testament życia". Zawarła w nim zdanie, że jest "w 100 proc. świadoma tego, co może się stać, gdy zażyje truciznę i że nie życzy sobie pomocy".
Jak podaje portal telegraph.co.uk, jest to pierwszy przypadek, gdy ktoś wykorzystał "testament życia" do popełnienia samobójstwa. Jak do tej pory tego rodzaju dokumenty związane były z pacjentami nieuleczalnie chorymi, którzy odmawiali dalszego leczenia.
Źródło: telegraph.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: telegraph.co.uk