Miliony ludzi w Afryce i Azji spojrzały dziś w niebo, by podziwiać pierścieniowe zaćmienie Słońca. - To jest połączenie bezksiężycowej nocy i zaćmienia - do zgromadzonych na brzegu Gangesu powiedział hinduistyczny mnich Baba Ram Vilas. W piątek z Ziemi można było zobaczyć pierścieniowe zaćmienie Słońca.
- Święte zanurzenie (w Gangesie - przyp. red.) podczas zaćmienia Słońca jest aktem niezwykle oczyszczającym. Może przynieść zbawienie - dodał inny duchowny Babu Ram Sashtri. W Indiach dla milionów ludzi zaćmienie było nie tylko widowiskiem, ale też przeżyciem religijnym. Dlatego na brzegach świętej rzeki zebrały się prawdziwe tłumy.
"Jak cud"
Rzesze ludzi podziwiały zaćmienie także w Afryce. - To jest jak cud - mówił zadziwiony mieszkaniec Nairobi. W stolicy Kenii niebo podczas zaćmienia przykryła cienka warstwa chmur, która stworzyła idealne warunki do podziwiania zjawiska.
Kiedy po dwóch minutach chmury rozpierzchły się, Kenijczycy i Ugandczycy musieli na oczy założyć specjalne okulary.
Apokalipsa?
Zaćmienie nie dla wszystkich było przeżyciem radosnym. Wśród wielu je podziwiających wzbudziło bowiem lęk.
- Widziałem jak Słońce łączy się z Księżycem, Księżyc znalazł się w Słońcu i przeraziłem się, że świat się kończy - powiedział Kenijczyk David Mwangi. I nie był w tych obawach odosobniony, strach obleciał wielu towarzyszących mu w oglądaniu zaćmienia.
Pielgrzymki naukowców
W Chinach zaćmienie stało się przyczynkiem do dalekich podróży. Astronomowie-amatorzy podróżowali z wielu części tego ogromnego kraju na południe, gdzie najlepiej można było zaobserwować zjawisko.
- Będziemy podróżować przez cały kraj, aby zaobserwować ten niezwykły astronomiczny fenomen - mówił ucieszony Lin Qing ze stacji Sheshan w Szanghaju.
"Niezwykłe zjawisko"
Zachwyt nad zaćmieniem nie ominął Polaków. - Mówi się, że to chyba najbardziej niezwykłe zjawisko na niebie - komentował w TVN24 astronom Jerzy Rafalski. - Nie jest to całkowite zaćmienie, ponieważ Księżyc wydaje się za mały. Czarna tarcza Księżyca nie przesłoniła całkiem słońca - tłumaczył, jak powstaje pierścień na niebie.
Pas fazy obrączkowej zaćmienia zaczął się w środkowej Afryce, by potem przejść na Ocean Indyjski. Zahaczył potem o południowe Indie i Cejlon. Na kontynent azjatycki weszło w Birmie, a potem wkroczyło do Chin. Zaćmienie obrączkowe zakończyło się na wybrzeżu Morza Żółtego, na północ od Szanghaju.
11 minut zaćmienia
Całą fazę zaćmienia mogli podziwiać głównie obserwatorzy znajdujący się na Oceanie Indyjskim. - Maksimum zaćmienia wystąpiło (globalnie) 15 stycznia o godzinie 8.06 naszego czasu. Maksymalny czas trwania fazy obrączkowej wynosił 11 minut i prawie 8 sekund. Na następne tak długie zaćmienie obrączkowe przyjdzie nam czekać aż do 23 grudnia 3043 roku! - mówił wcześniej dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.
Także w Polsce
Żeby obejrzeć zaćmienie trzeba było więc wybrać się na południe. Ale niekoniecznie aż do Afryki lub południowej Azji. Wystarczyło do Rzeszowa.
W samej Warszawie zaćmienie skończyło się 11 minut po wschodzie Słońca (wystąpiło o godz. 7.38), w momencie gdy nasza dzienna gwiazda była tylko 0,5 stopnia nad horyzontem. W najlepszej sytuacji byli mieszkańcy Przemyśla, Rzeszowa i okolic. Tam Słońce wzeszło o godzinie 7.21, a końcówka zaćmienia wystąpiła o 7.50.
Źródło: TVN24, Reuters