Boris Johnson był "kolejnym pacjentem, dla którego robiliśmy co w naszej mocy" – powiedziała w rozmowie z BBC nowozelandzka pielęgniarka, która opiekowała się brytyjskim premierem, gdy trafił do szpitala z COVID-19. Johnson dochodzi do siebie w posiadłości pod Londynem. Stamtąd po raz pierwszy od opuszczenia szpitala rozmawiał telefonicznie z królową.
27 marca testy wykazały u 55-letniego Borisa Johnsona obecność koronawirusa. Początkowo przechodził chorobę łagodnie, ale po 10 dniach od pozytywnego wyniku brytyjski premier trafił na oddział intensywnej terapii w St Thomas' Hospital w Londynie. 24 godziny wcześniej poinformowano że Johnson udał się do szpitala na - jak wówczas zapewniano - rutynowe badania związane z tym, że gorączka i kaszel nie ustępują. Johnson był hospitalizowany przez tydzień, z czego trzy doby na OIOM-ie. W niedzielę 12 kwietnia biuro premiera poinformowało, że szef rządu został wypisany ze szpitala i będzie kontynuował leczenie w posiadłości pod Londynem.
Jak poinformował w czwartek rzecznik premiera, Boris Johnson w środę wieczorem po raz pierwszy po powrocie do domu rozmawiał telefonicznie z królową Elżbietą II. Wcześniej, we wtorek wieczorem, Johnson także przez telefon konsultował się z prezydentem USA Donaldem Trumpem na temat konieczności międzynarodowej koordynacji walki z koronawirusem.
"Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił w telewizji"
Premier podkreślił w oficjalnym oświadczeniu po wyjściu ze szpitala, że zawdzięcza życie pracownikom ochrony zdrowia. - Widziałem odwagę osobistą nie tylko lekarzy i pielęgniarek, ale też sprzątających, gotujących, każdego rodzaju personelu - podkreślił szef rządu. Zadeklarował, że będzie im wdzięczy do końca życia.
Kilka osób premier wymienił z imienia. Wśród nich - Jenny McGee, pielęgniarkę z Nowej Zelandii, która – jak powiedział– stała przy jego łóżku na intensywnej terapii, gdy "sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej". Z pielęgniarką rozmawiała nowozelandzka stacja TVNZ. Jak oświadczyła McGee, gdy usłyszała, że szef brytyjskiego rządu wspomniał o niej w oficjalnym oświadczeniu, była "w szoku". - Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił w telewizji – opowiadała. Jak dodała, z początku myślała, że to jej znajomi robią sobie z niej żarty.
Czytaj więcej w raporcie tvn24.pl: Koronawirus - najważniejsze informacje >>>
"Był tylko kolejnym pacjentem"
McGee, która pracuje w zawodzie od 10 lat, podkreśliła, że Johnson nie został potraktowany specjalnie ze względu na swą funkcję, Wyjaśniła, że jako pacjent "absolutnie wymagał" intensywnej terapii. - Był po prostu kolejnym pacjentem, dla którego robiliśmy co w naszej mocy – zapewniła. - Każdego, kto trafia na oddział intensywnej terapii, traktujemy bardzo poważnie. Dla tych pacjentów to przerażające doświadczenie, więc nie podchodzimy do tego lekceważąco - przekonywała.
Opowiedziała, że rozmawiała osobiście z premierem, który wypytywał ją, "skąd pochodzi i jaka jest jej historia".
Druga pielęgniarka, która otrzymała szczególne podziękowania od Johnsona, Luisa Pitarma, przyznała, że "czuła się dziwnie", opiekując się premierem. Dodała, że nigdy wcześniej nie zajmowała się kimś tak ważnym.
Źródło: BBC, PAP, tvn24.pl