Media w Stanach Zjednoczonych zwracają uwagę na piętno, jakie na rdzennej ludności odcisnęła pandemia. Do społeczności, które najbardziej ucierpiały, należą plemiona Indian osiadłe w Missisipi, Nowym Meksyku, Arizonie, Montanie, Wyoming i w obu Dakotach. Rosną też obawy o dziedzictwo kulturowe, bowiem pandemia zbiera śmiertelne żniwo wśród tak zwanych starszych plemienia.
Rdzenni Amerykanie są dwukrotnie bardziej narażeni na śmierć z powodu COVID-19 niż ludzie rasy białej. Składają się na to różne przyczyny. Poczynając od ograniczonych zasobów finansowych i dostępu do placówek ochrony zdrowia, izolacji spowodowanej życiem na terenach odległych od dużych ośrodków, aż po wciąż utrzymującą się dyskryminację. Ponadto wielu rdzennych Amerykanów żyje w wielopokoleniowych i często zatłoczonych gospodarstwach domowych. Sprzyja to przenoszeniu wirusa.
Do społeczności, które najbardziej ucierpiały, należą plemiona osiadłe w Missisipi, Nowym Meksyku, Arizonie, Montanie, Wyoming i w obu Dakotach.
- Nasz zbiorowy żal jest niewyobrażalny. Rdzenni Amerykanie przywykli do umierania w większym odsetku i przywykliśmy do niedostatku, ale COVID-19 jest inny, rośnie poczucie beznadziejności - mówiła Desi Rodriguez-Lonebear, profesor socjologii i studiów nad Indianami amerykańskimi na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Wskaźnik śmiertelności prawie dwukrotnie wyższy
Jak przypomniał magazyn medyczny "Lancet", pandemie nie oszczędzały amerykańskich Indian i mieszkańców Alaski. Ci ostatni stanowili w całym stanie 80 procent ofiar śmiertelnych hiszpańskiej grypy z 1918 roku. Liczba zgonów amerykańskich Indian z powodu grypy H1N1 w 2009 była czterokrotnie wyższa niż w populacji ogólnej - przytacza magazyn.
Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) oszacowały, że od stycznia do czerwca 2020 roku prawdopodobieństwo wykrycia wirusa SARS-CoV-2 u Indian amerykańskich i rdzennych mieszkańców Alaski było nawet pięć razy większe niż u rasy białej, z wyłączeniem latynoskiej. Wskaźnik śmiertelności był prawie dwukrotnie wyższy.
Specjaliści CDC przyznali, że brak danych na temat populacji Indian amerykańskich i rdzennych mieszkańców Alaski stanowi istotną lukę w analizach na temat ich zdrowia. Sugerowali przeznaczenie dodatkowych środków na wsparcie infrastruktury, badania przypadków COVID-19 i opracowanie stosownych raportów.
"Rząd federalny USA uznaje 574 plemiona. Każde jest inne. Nawahowie, których terytorium rozciąga się na trzy południowo-zachodnie stany, znacznie się różnią od Mohawków w północno-wschodniej części kraju. Szacuje się, że 5,6 miliona Amerykanów ma częściowe lub pełne dziedzictwo Indian amerykańskich lub rdzennych mieszkańców Alaski" - ocenia "Lancet".
"Ludzie umierali przez brak dostępu do usług medycznych"
Według danych spisu powszechnego Census 2010, 22 procent Indian amerykańskich i tubylców z Alaski żyje w rezerwatach lub na innych plemiennych ziemiach powierniczych, a 70 procent w aglomeracjach miejskich. Mimo różnic obserwuje się jednak wspólne wyróżniki, które sprawiają, że są oni szczególnie narażeni na skutki pandemii.
"Istnieje bardzo długa historia dyskryminacji i nieodpowiedniej opieki zdrowotnej, co oznacza, że amerykańscy Indianie zaczęli być bardziej narażeni na powikłania związane z COVID-19" - wyjaśniła Dona Upson, profesor medycyny z University of New Mexico Health Sciences Center w Albuquerque.
Uderzenie wirusa w Indian tłumaczy się też brakiem dostępu do zdrowej żywności. Przyczynia się to do wysokiego wskaźnika cukrzycy, otyłości i chorób serca w ich społeczności. Ponieważ 23 proc. dorosłych Indian amerykańskich i rdzennych mieszkańców Alaski jest palaczami (w porównaniu z 14 proc. ogólnej populacji), cierpią oni często na przewlekłą chorobę płuc.
"Nie wiadomo, jak zająć się paleniem, ponieważ używanie tytoniu jest święte dla wielu rdzennych Amerykanów. (…) Trzeba znaleźć sposób, aby odgraniczyć komercyjne używanie tytoniu od tego, co jest związane z ceremonialnym" - postulowała Upson.
Profesor uczelni w Albuquerque Melissa Begay, która dorastała na ziemiach plemiona Nawahów, podkreśliła, że Indianie doświadczają poważnych nierówności społecznych. Brak im podstawowych środków do życia.
W dobie koronawirusa ich sytuację komplikuje fakt, że na przykład Nawahowie żyją na terenach odległych od placówek opieki zdrowotnej. "Muszą tam dojeżdżać godzinami. Nie mają ani jednego oddziału intensywnej terapii choć zajmują obszar wielkości stanu Virginia Zachodnia. Na początku pandemii występowały znaczne opóźnienia w diagnozowaniu z powodu trudności w dotarciu do szpitala. Jest bardzo prawdopodobne, że ludzie umierali przez brak dostępu do usług medycznych" - tłumaczyła Begay.
Ratowanie kulturowego dziedzictwa
Koronawirus wywołał wśród społeczności Indian kryzys kulturowy. Śmiertelnym żniwem pandemii są zwłaszcza przedstawiciele tak zwanego starszeństwa, należący do ostatnich znających języki rdzennych Amerykanów. Rezerwaty walczą, aby ocalić dziedzictwo. Starają się też zapewnić ludziom bezpieczeństwo, szczepiąc ich w szybszym tempie.
"Podczas gdy wprowadzenie szczepień na koronawirusa było chaotyczne i spotykało się z oporem części społeczeństwa, Czirokezi po cichu zmobilizowali swoich członków, aby jak najszybciej dostać jak najwięcej dawek, poczynając od najbardziej zagrożonych członków plemienia, tych którzy wciąż mówią językiem czirokeskim" - zaznaczyła stacja NBC.
"Nasz język jest zagrożony" - cytowała głównego przywódcę 385-tysięcznego plemienia Chucka Hoskina Jr. Językiem tym mówi około 22 tysiące ludzi z największego w USA plemienia.
Zdaniem NBC plemienni przywódcy i aktywiści w całym kraju wykorzystali szacunek dla kultury i tradycji rdzennych Amerykanów, aby zaszczepić ludzi mających przecież głęboko zakorzenione obawy i podejrzenia wobec rządu USA i establishmentu medycznego. "Jesteśmy bardziej zagrożeni, ponieważ mieliśmy do czynienia z 500 latami ucisku" - przypomniała Abigail Echo-Hawk, dyrektor Urban Indian Health Institute z siedzibą w Seattle.
Zgodnie z sondażem, którym kierowała, a przeprowadzony był w listopadzie wśród 1435 rdzennych Amerykanów w całym kraju, 75 proc. z nich byłoby skłonnych do zaszczepienia, nie dlatego, że nagle zaufali Wujowi Samowi. Motywowało ich silne poczucie odpowiedzialności za ochronę swej społeczności.
Pandemia zdziesiątkowała szeregi wyznawców medycyny tradycyjnej
Na wysiłki indiańskich plemion dla ochrony starszych ludzi i zachowania kultury, zwrócił także uwagę "New York Times". Zaznaczył, że grupy plemienne i ochotnicy próbują chronić swoją starszą społeczność w "misji kulturowego przetrwania".
"Kobiety Nawaho rozpoczęły kampanię mającą na celu dostarczanie posiłków i środków odkażających do przyczep na pustyni i odległych domów bez bieżącej wody, gdzie pozostawiono starszych na skutek kwarantann i zamykania ośrodków komunalnych. Umieszczają kolorowy karton w swoich oknach: zielony oznacza 'OK', czerwony 'pomocy'" - pisał nowojorski dziennik.
Jak dodał w rezerwacie Nawahów większość ofiar COVID-19 to ludzie powyżej 60. roku życia. Pandemia zdziesiątkowała też szeregi wyznawców tak zwanej medycyny tradycyjnej.
"NYT" relacjonował, że plemię Siuksów musiało ustanowić własny zespół monitorujący kontakty osób zakażonych wirusem, bo zaniechały tego władze Dakoty Północnej i Południowej. Ludziom wyleczonym z wirusa w szpitalach odległych o setki kilometrów od rezerwatów nie zapewnia się też transportu do domów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock