Zaledwie 7 procent mieszkańców Sztokholmu ma przeciwciała na koronawirusa - wynika z badań szwedzkiego Urzędu Zdrowia Publicznego. W innych regionach kraju wskaźnik ten jest jeszcze niższy. Zwolennik strategii liberalnego podejścia do walki z pandemią, główny epidemiolog Anders Tegnell twierdzi, że wynik "pasuje do modeli". Eksperci mają inne zdanie.
Jak przypomniała agencja Reutera, zwolennikiem liberalnej strategi kraju w czasie pandemii, był epidemiolog kraju Anders Tegnell, którego opinia podzieliła zarówno Szwecję, jak i inne kraje na świecie. Strategia Tegnella polegała między innymi na tym, by większość szkół, restauracji czy barów pozostała otwarta, a przedsiębiorstwa działały. "W tym czasie większa część Europy była za zamkniętymi drzwiami" - podkreśliła agencja Reutera.
O tym, że do końca kwietnia 7,3 procent mieszkańców blisko milionowego Sztokholmu wytworzyło przeciwciała na koronawirusa, poinformował w środę Urząd Zdrowia Publicznego.
Przebadano ponad 1100 próbek krwi pobranych w całym kraju. "Częstość występowania przeciwciał była najwyższa w Sztokholmie, wynosząc 7,3 procent. "Odsetek w prowincji Skania sięgnął 4,2 procent, w regionie Vastra Gotaland - 3,7 procent" - podała w czwartek szwedzka gazeta "Dagens Nyheter". Przeciwciała występowały najczęściej u osób w wieku 20 i 64 lat.
Testowanie dotyczące przeciwciał miało na celu zbadanie potencjału odporności zbiorowej w kraju, sytuacji, w której u wystarczającej liczby osób rozwinęła się odporność na infekcję, by móc skutecznie powstrzymać rozprzestrzenianie się pandemii. Im więcej osób ma przeciwciała, tym wolniej rozprzestrzenia się infekcja.
Wynik "pasujący do modeli"
Anders Tegnell mówił w czasie środowej konferencji prasowej, że spodziewał się nieco wyższego odsetka przeciwciał. - Jest nieco niższy, ale nieznacznie, może o jeden lub kilka procent - powiedział cytowany przez agencję Reutera. - To całkiem nieźle pasuje do naszych modeli - dodał, mając na uwadze, że wyniki badań były w przybliżeniu zgodne z modelami przewidującymi, że jedna trzecia populacji szwedzkiej stolicy zostałaby zakażona koronawirusem do tej pory.
Inne zdanie w tej sprawie wyraził natomiast Tom Britton, profesor matematyki na Uniwersytecie Sztokholmskim, który uznał, że "wynik jest zaskakująco niski". - Oznacza to, że obliczenia statystyczne przeprowadzone przez Urząd Zdrowia Publicznego, w tym moje, są całkowicie błędne. Jest to możliwe, choć w tym przypadku także zaskakujące - stwierdził.
Cytowany przez Reutera Bjorn Olsen, profesor medycyny zakaźnej na Uniwersytecie w Uppsali, był jednym z naukowców, którzy krytykowali szwedzką, liberalną reakcję na pandemię i uważali odporność zbiorową w walce z koronawirusem za "niebezpieczne i nierealistyczne" podejście do radzenia sobie z COVID-19.
- Myślę, że odporność zbiorowa jest daleka do osiągnięcia, jeśli kiedykolwiek ją w ogóle osiągniemy - powiedział Reuterowi Olsen po opublikowaniu wyników badań.
"Podejście Szwecji, ukształtowane przez przekonanie, że koronawirusa można spowolnić, ale nie w pełni stłumić, znajduje odzwierciedlenie nie tylko w niechęci do wprowadzaniu kwarantanny i zamykaniu zakładów publicznych, ale także w decyzji o przeprowadzeniu stosunkowo niewielkiej liczby testów i monitorowania kontaktów osób zakażonych" - odnotowała agencja Reutera.
Umieralność wyższa niż u sąsiadów
Z danych amerykańskiego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wynika, że w 10-milionowej Szwecji odnotowano dotąd 30 799 przypadków zakażenia koronawirusem, a 3743 osoby zmarły na COVID-19. Umieralność w Szwecji jest znacznie wyższa niż na przykład w Finlandii, gdzie stwierdzono 6399 zakażeń i 301 zgonów, czy w Norwegii, gdzie odnotowano 8267 zakażeń i 233 zgony.
Źródło: Reuters, Dagens Nyheter