Na oddziale intensywnej terapii dyżur trwa cztery godziny. Pod koniec zmiany w kombinezonach ochronnych niektórzy mdleją. Później wstają i idą do pacjentów - opowiedział BBC o kulisach walki z COVID-19 główny lekarz moskiewskiego centrum im. Pirogowa Witalij Gusarow. W Moskwie odnotowano najwyższą liczbę przypadków zakażenia koronawirusem: ponad 16 tysięcy. W całej Rosji liczba ta sięga 28 tysięcy.
Medyczno-chirurgiczne centrum im. Pirogowa zaczęło przyjmować zakażonych koronawirusem pacjentów na początku kwietnia. Wydzieliło dla nich 250 łóżek. Oddział intensywnej terapii został wyposażony w 33 respiratory. Wcześniej w tym szpitalu wykonywano operacje neurochirurgiczne, okulistyczne, kardiologiczne i ortopedyczne. Teraz dodatkowo w placówce leczą się chorzy z COVID-19, przebywający w tak zwanej "czerwonej strefie", oddzielonej ścianami od "czystej strefy".
Zakażonymi koronawirusem pacjentami muszą opiekować się lekarze, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z chorobami zakaźnymi: neurolodzy, kardiolodzy, terapeuci czy chirurdzy. Ci, którzy nie mają odpowiedniej specjalizacji, są kierowani do chorych z lżejszymi objawami COVID-19.
Teoretycznie można odmówić pracy w "czerwonej strefie". Ale w praktyce to wygląda inaczej. Podjęcie decyzji wymusza presja społeczna i coraz trudniejsza sytuacja w innych szpitalach, gdzie trafiają zakażeni koronawirusem. Lekarz oddziału reanimacyjnego centrum im Pirogowa Borys Ciepłych pisał na Facebooku, że "dziewczyny z oddziału neurologii płakały, zakładały kombinezony ochronne i szły do czerwonej strefy".
W "czerwonej strefie" pracuje także główny lekarz szpitala im. Pirogowa Witalij Gusarow. - Kiedy zaczęliśmy przyjmować zainfekowanych pacjentów, oddział intensywnej terapii został wypełniony już w ciągu jednego dnia. Zaczęło nam brakować rąk do pracy - mówił rosyjskiej sekcji BBC Gusarow.
- Musieliśmy wykonywać tracheotomię i podłączać pacjentów do respiratorów - opowiadał.
Przed wejściem do "czerwonej strefy" należy założyć specjalny kombinezon ochronny. Jest jednorazowy. Pod kombinezon medycy wkładają jednorazowy bawełniany kostium. Obowiązkową częścią umundurowania jest także odpowiednia czapka, maseczka ochronna, jednorazowe skarpetki, specjalne buty i pokrowce na nie.
- Zanim założymy strój ochronny, zdejmujemy wszystko, zostawiamy zegarek, klucze, telefony komórkowe. Żadnych niepotrzebnych przedmiotów nie może być w strefie. Niektórzy zostawiają sobie krzyżyk na szyi, ale nie polecałbym nosić czegokolwiek - mówi BBC Aleksander Lewczuk, były chirurg wojskowy, który pracuje w centrum im. Pirogowa od 14 lat.
"To czwarta kwarantanna w karierze tego 61-letniego chirurga. Pierwsze trzy odbył w jednostkach wojskowych, w których były przypadki czerwonki, malarii i cholery. W centrum Aleksander Lewczuk odpowiada za kwalifikowanie pacjentów przywożonych przez karetki pogotowia" - pisze BBC.
Trzy pary rękawiczek
Lekarze zakładają trzy pary rękawiczek na dłonie, trzecią, po to, by po zbadaniu pacjenta, natychmiast ją zdjąć i wyrzucić. Dwie pary pozostają na rękach. - Jako chirurg mogę powiedzieć, że w takiej sytuaji trudno jest dokładnie kogoś zbadać. Ale słyszymy dobrze, kombinezony nie są wykonywane z tkaniny gumowanej, inaczej to wygląda niż w latach 80. Wtedy bardzo ciężko było pracować w tych kombinezonach do nurkowania - wyjaśnia Lewczuk.
W "czerwonej strefie" nie można rozpiąć kombinezonu i niczego zdjąć. - W stroju ochronnym jest gorąco, chce się pić, nie widzisz wyraźnie. Nie możesz iść do toalety. Na wszelki wypadek mamy pieluchy dla dorosłych, niektórzy z nich korzystają - opowiada Witalij Gusarow. Mówi, że na oddziale intensywnej terapii dyżur trwa cztery godziny, na zwykłych oddziałach, gdzie przebywają pacjenci z COVID-19 - sześć godzin. Pod koniec zmiany w kombinezonach ochronnych niektórzy mdleją. Później wstają i idą do pacjentów. - Przed takimi ludźmi chciałbym uklęknąć - wyznaje.
Testy na obecność koronawirusa pracownicy szpitala przechodzą raz w tygodniu. "Prawie wszyscy lekarze zostali odizolowani od rodzin. Gusarow wynajął mieszkanie, większość innych medyków z centrum im. Pirogowa mieszka w hotelu naprzeciwko placówki. Płaci za to szpital" - podała BBC.
"Nie wszyscy lekarze są także psychicznie przygotowani do pracy z COVID-19. Centrum im. Pirogowa mówi o braku pielęgniarek i sanitariuszek. Pielęgniarki odmawiały pracy, bojąc się, że zakażą swoje dzieci, a wiele starszych sanitariuszek okazało się w grupie ryzyka z uwagi na wiek" - przekazała BBC.
Źródło: BBC