Miasto Guayaquil, zwane "ekwadorskim Wuhanem", jest niemal całkowicie opustoszałe. Na ulicach można spotkać pojedyncze osoby. W tym przytłaczającym krajobrazie, wzrok przykuwają porzucone ludzkie zwłoki. Mieszkańcy apelują o pomoc.
Pandemia COVID-19 nie oszczędza żadnego kontynentu. W Guayaquil, najbardziej zaludnionym mieście Ekwadoru, publiczna ochrona zdrowia jest przeciążona do granic możliwości. W szpitalach brakuje nie tylko sprzętu, ale i łóżek dla kolejnych pacjentów. Z liczbą ofiar śmiertelnych nie radzą sobie domy pogrzebowe oraz władze cmentarzy. Ciała zmarłych leżą na ulicach i w domach, nie są odbierane przez nikogo przez wiele dni.
Nie wiadomo, jak wielu ze zmarłych to ofiary COVID-19. Rodziny niektórych twierdzą, że ich bliscy mieli objawy koronawirusa. Inni wiedzą jedynie, że dla wielu chorych brakowało miejsca w przepełnionych lokalnych szpitalach. Pozostawieni sami sobie, bez pomocy ani diagnozy, umierali we własnych domach.
Dramatyczne apele mieszkańców
Fernando Espana czeka już piąty dzień, by ktoś z władz w końcu zabrał ciało członka jego rodziny. – Jesteśmy zmęczeni dzwonieniem pod 911. Jedyne, co nam mówią, to by czekać, oni nad tym pracują – mówi mieszaniec Guayaquil, na nagraniu, do którego dotarła agencja Reutera. W jednopokojowym domu mężczyzny leżą zwłoki, zawinięte w czarną folię na śmieci.
W powietrzu unosi się duszący odór. – To zapach rozkładającego się ciała, którego nie da się dłużej znieść – mówi na tym samym nagraniu sąsiadka Espany, Glenda Larrea Vera.
Już od kilku dni ekwadorski Internet i media obiegają rozpaczliwe prośby mieszkańców do służb o wyniesienie ciał zmarłych. Także filmy wideo i zdjęcia pokazujące zwłoki zostawione na ulicy i w domach. Choć nie wszystkie materiały da się zweryfikować, problem jest niemożliwy do zignorowania. Jak napisała ekwadorska gazeta "El Universo", jeszcze w środę na odbiór przez służby sanitarne czekało 450 ciał zmarłych.
"Ekwadorskie Wuhan"
Guayaquil, drugie największe miasto Ekwadoru, jest jednym z najciężej dotkniętych epidemią miast per capita. Nazywane jest "ekwadorskim Wuhanem".
Zdiagnozowano tam ponad 70 procent z ponad trzech tysięcy przypadków zakażenia koronawirusem oraz odnotowano zdecydowaną większość ze 145 ofiar śmiertelnych w całym kraju. Nie brakuje jednak podejrzeń, że to liczby znacznie zaniżone przez brak dostępnych testów.
"Co się dzieje z systemem zdrowia publicznego w tym kraju?" - pytała na Twitterze w środę Cynthia Viteri, burmistrz ponad dwumilionowego miasta. "Nikt nie odbiera ciał zmarłych z domów. Zwłoki są zostawiane na chodnikach i przed szpitalami. Nikt nie chce ich wziąć" - napisała. W innej wiadomości informowała o sprowadzeniu do miasta trzech ciężarówek - chłodni do tymczasowego przechowania ciał zmarłych.
Według relacji agencji EFE nie wszyscy zmarli to ofiary pandemii koronawirusa. Ale choroba spowodowała tak nagły wzrost liczby zgonów, że ze skutkami nie radzą sobie szpitale i domy pogrzebowe. Choć w czwartek oficjalne dane mówiły o 82 ofiarach śmiertelnych, co najmniej 70 kolejnych zmarło, oczekując na test. Sytuację dodatkowo komplikuje obowiązująca od 14 do 5 rano godzina policyjna wprowadzona w całym kraju.
To, że oficjalne statystyki nie odzwierciedlają prawdziwej skali sytuacji, przyznał sam prezydent Ekwadoru Lenin Moreno.
- Wiemy, że zarówno jeśli chodzi o liczbę infekcji, jak i zgonów, oficjalne rejestry nie nadążają za sytuacją - powiedział w orędziu do narodu prezydent, prosząc obywateli, by nie lekceważyli ryzyka związanego z wirusem.
Autorka/Autor: momo
Źródło: CNN, PAP