W ciągu ostatnich kilku tygodni zatoka w okolicy Manili, stolicy Filipin, została przekształcona w największy na świecie parking dla statków wycieczkowych. Na żadnym nie ma już turystów, natomiast załogi przechodzą na nich kwarantannę.
Ponad 20 statków o łącznej masie około 2 milionów ton tłoczy się u wybrzeży stolicy Filipin, Manili. Ponad 5300 filipińskich pracowników chciałoby już wrócić do domów po rejsach, które z powodu koronawirusa nie skończyły się zgodnie z planem, ale muszą przejść procedury związane z epidemią koronawirusa.
"Byłem szczęśliwy i smutny"
Nie mają żadnej gwarancji, że kiedykolwiek będą mogli powrócić do pracy na morzu. - Kiedy dowiedziałem się, że zostaniemy odesłani do domu, byłem jednocześnie szczęśliwy i smutny. Smutny, ponieważ stracę pracę, ale szczęśliwy, ponieważ mogę być z rodziną - powiedział Jenison Herrera z personelu sprzątającego statek Queen Elizabeth.
Filipińscy pracownicy wycieczkowców zdradzili agencji Reutera, że czują się znudzeni, samotni i sfrustrowani tym, że są tak blisko domu, a nie mogą do niego wrócić. Są jednocześnie szczęśliwi, że przebywają w wygodnych kabinach, zdając sobie sprawę z tego, jak wiele ludzi odbywa kwarantannę w trudniejszych warunkach.
- Każda osoba ma teraz swój apartament, czujemy się jak goście - żartował Michael Torralba Martinez. Jeszcze niedawno zajmował się czyszczeniem kabin, w których teraz ma swoją kwaterę - Czujemy się tu bezpieczniej… Normy na statkach są surowe, jeśli chodzi o czystość i warunki sanitarne - dodał w zdalnej rozmowie ze statku Sun Princess. Przebywa na nim na kwarantannie 225 filipińskich pracowników. Czują się jak pasażerowie, do opieki nad nimi skierowano obsługę z krajów takich jak Chiny, Indie, czy Indonezja.
- Jeśli ktoś zostałby przyłapany na wychodzeniu z pokoju, to kwarantanna wróciłaby dla wszystkich do dnia zero. Więc nikt nawet nie próbuje - zapewnił Martinez.
Jak mówi straż przybrzeżna, kolejne statki czeka ten sam los.
Źródło: Reuters