Choć rząd USA nie ustaje w przekonywaniu do poparcia interwencji w Syrii, rośnie prawdopodobieństwo, że Kongres nie udzieli na nią zgody. Już ponad 230 z 433 członków Izby Reprezentantów publicznie zapowiedziało, że zagłosuje przeciw bądź się ku temu skłania. Przegranie głosowania oznaczałoby dla Baracka Obamy utratę twarzy.
Jak podliczył w poniedziałek lewicowy think tank ThinkProgress, analizując publiczne oświadczenia ws. Syrii, z 419 członków Izby Reprezentantów "238 albo zdecydowanie wykluczyło wsparcie interwencji, albo powiedziało, że najprawdopodobniej jej nie poprze".
"Tylko 42" powiedziało, że na pewno bądź najprawdopodobniej zagłosuje "za". Według ThinkProgress 136 członków Izby wciąż nie wie jeszcze, jak zagłosuje. Natomiast w przypadku 17 członków Izby Reprezentantów nie udało się uzyskać informacji o ich stanowiskach.
Małe poparcie dla Obamy
Także według obliczeń dziennika "Washington Post" do niedzieli aż "238 członków Izby Reprezentantów albo sprzeciwiało się operacji wojskowej albo skłaniało do jej odrzucenia". Niezdecydowanych jest wciąż 169, a tylko 26 zapowiedziało, że zagłosuje "za". W liczącym 100 członków Senacie, gdzie większość mają Demokraci, szanse na przyjęcie rezolucji są znacznie większe, ale wynik też nie jest przesądzony. W sumie, jak podliczył "WP", 23 senatorów zadeklarowało poparcie dla interwencji, a 28 publicznie zapowiedziało sprzeciw. 49 senatorów jest wciąż niezdecydowanych. Głosowanie w zdominowanej przez Republikanów Izbie Reprezentantów najpewniej odbędzie się dopiero w przyszłym tygodniu, już po głosowaniu w Senacie. Senat ma głosować najwcześniej w środę. Media amerykańskie zastrzegają, że niewykluczone, że będzie to tylko "wstępne" głosowanie, by formalnie otworzyć w tej sprawie debatę, a do głosowania nad rezolucją miałoby dojść pod koniec tygodnia. Komisja spraw zagranicznych Senatu już w środę przyjęła stanowisko, zgadzając się na użycie siły w Syrii. Rezolucja zastrzega jednak, że działania będą prowadzone w ograniczonym zakresie (bez udziału żołnierzy wojsk lądowych) i czasie (do 60 dni, a prezydent będzie mógł je przedłużyć o kolejne 30 dni, chyba że Kongres wyrazi sprzeciw). Ale poparcie dla rezolucji nie było imponujące. Za głosowało 10, a przeciw 7 senatorów.
Intensywna kampania prezydenta
Administracja USA nie ustaje w zabiegach, by przekonać kongresmenów do zgody na ograniczoną interwencję w Syrii. W niedzielę szef gabinetu Baracka Obamy Denis McDonough odbył maraton w najważniejszych narodowych telewizjach, przekonując, że brak interwencji w Syrii będzie sygnałem dla Iranu, Hezbollahu czy Korei Północnej, że mogą bezkarnie używać broni masowego rażenia.
Także w niedzielę prezydent Obama wziął udział w kolacji dla kilkunastu republikańskich senatorów zorganizowanej w domu wiceprezydenta Joe Bidena. Obama osobiście obdzwaniał niektórych parlamentarzystów już z samolotu w drodze powrotnej ze szczytu G20 w Petersburgu. W tym tygodniu na Kapitolu zaplanowane są koleje briefingi dla kongresmenów i wielogodzinne przesłuchania w komisjach parlamentarnych z udziałem przedstawicieli administracji USA. W poniedziałek Obama udzieli wywiadów kilku telewizjom. Mają być nadane w czasie największej oglądalności wieczorem. Komentatorzy oceniają, że najważniejsze będzie jednak orędzie, które Obama wygłosi do narodu we wtorek z Białego Domu. By zapewnić poparcie Kongresu, będzie musiał przekonać nie tylko niezdecydowanych, ale też tych, którzy dotychczas deklarowali silny sceptycyzm.
Zmęczone wojowaniem USA
Parlamentarzyści nie kwestionują dowodów, że to reżim Baszara el-Asada - jak twierdzi rząd USA - użył gazów bojowych 21 sierpnia, zabijając ponad 1400 własnych obywateli. Wątpliwości budzi natomiast sam sens interwencji. Pomni wojny w Iraku kongresmeni obawiają się, że interwencja przerodzi się w kolejną długą i kosztowną dla USA w ofiary wojnę na Bliskim Wschodzie. Przed przyszłorocznymi wyborami do Kongresu politycy muszą też liczyć się z opinią publiczną, a ta jest niechętna interwencji. Według ubiegłotygodniowego sondażu Pew Reserach Center tylko 29 proc. Amerykanów popiera uderzenie na Syrię, a 48 proc. jest temu przeciwnych. Według sondażu "Washington Post" i ABC przeciw jest 59 proc. społeczeństwa. Występujący w mediach kongresmeni, którzy po wakacyjnej przerwie dopiero w poniedziałek wrócili do Waszyngtonu, podkreślają, że na spotkaniach z wyborcami słyszeli głównie apele, by nie udzielali prezydentowi zgody na interwencję. Republikański kongresmen Tom Cole z Oklahomy opowiadał, że odebrał w ostatnich dniach około tysiąca telefonów oraz maili i tylko w trzech z nich apelowano o jakąś odpowiedź USA na użycie gazu w Syrii. Linie podziałów ws. interwencji w Syrii nie przebiegają idealnie wzdłuż partii politycznych, co pokazało już głosowanie w komisji senackiej. Za głosowało siedmiu Demokratów i trzech Republikanów. Dwóch demokratycznych senatorów przyłączyło się natomiast do pięciu Republikanów, którzy zagłosowali przeciw. Do najgorętszych przeciwników interwencji należą Republikanie związani z Tea Party oraz Demokraci z najbardziej lewicowego i liberalnego skrzydła partii.
W poniedziałek sekretarz stanu USA John Kerry powiedział, że prezydent Syrii Baszar el-Asad może zapobiec amerykańskiej interwencji zbrojnej, jeśli przekaże w ciągu tygodnia wspólnocie międzynarodowej cały swój arsenał broni chemicznej. Według rzeczniczki amerykańskiej dyplomacji, wypowiedzi Kerry'ego nie należy jednak interpretować jako ultimatum lub oferty negocjacyjnej skierowanej do "brutalnego dyktatora", który nie jest godzien zaufania.
Autor: mk/jk / Źródło: PAP