- Tuż po zamachu w Sarajewie, przywiązywano do tego wydarzenia małą wagę. Uważano, że może się z tego zrodzić co najwyżej konflikt lokalny - mówi historyk prof. Urszula Oettingen z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Zdaniem prof. Oettingen tuż po zamachu na arcyksięcia Ferdynanda 28 czerwca 1914 r. przywiązywano do niego małą wagę. - Uważano, że może zrodzić się z tego co najwyżej konflikt o charakterze lokalnym. Dyplomaci różnych państw, politycy rozprawiali na ten temat. Główne wnioski, prognozy skupiały się na ewentualnym konflikcie między Serbią a Austro-Węgrami. W mniejszości byli ci, którzy podejrzewali, że może dojść do jakichś większych perturbacji w stosunkach międzynarodowych - mówi Oettingen.
- Niedługo po zamachu w Sarajewie dyplomaci wyjechali na wakacje, choć w stolicach odpowiednie służby nadal zastanawiały się jak do tego wszystkiego się ustosunkować. Austro-Węgry skierowały do Serbii ultimatum, w którym zażądały podporządkowania się pewnym zaleceniom. Belgrad w bardzo łagodny sposób odrzucił je. Sam fakt wystosowania takiego ultimatum przez Wiedeń spowodował mocną reakcję Rosji, która, jak to wcześniej bywało ujęła się za Serbią. Niedługo potem Austro-Węgry wypowiedziały Serbii wojnę 28 lipca - uważa Oettingen.
Rozpoczyna się Wielka Wojna
Jak mówi PAP, konflikt, który miał być typowo lokalny szybko eskalował: - To była reakcja łańcuchowa. Rosja postanowiła bronić Serbii, Niemcy 1 sierpnia wypowiedziały wojnę Rosji, potem Francji i Belgii. W obronie ostatniego z krajów stanęło Imperium Brytyjskie. Wkrótce okazało się, że wojna, najpierw europejska, szybko wyszła z granic Starego Kontynentu i stała się pierwszą w dziejach wojną światową nazywaną później Wielką Wojną, choć pamiętajmy, że główny teatr działań wojennych i najważniejsze fronty przebiegały przez Europę.
- Gdybyśmy spojrzeli na mapę, a strony konfliktu oznaczyli kolorami to zobaczylibyśmy dwa bloki – Dwuprzymierza Austro-Węgier i Niemiec, zwanych państwami centralnymi, do których dołączyła Turcja i Bułgaria i drugi blok ententy, Trójporozumienia – Rosja, Francja, Anglia, później dołączyła Japonia, Włochy, Stany Zjednoczone i inne kraje. Część państw zachowała neutralność: Szwajcaria, Dania, Holandia, Szwecja, Norwegia, Hiszpania… - przypomina historyczka.
- Wojna stała się światową przez to, że walki toczyły się na wielu frontach europejskich, na Bliskim i Dalekim Wschodzie, na Kaukazie, w Afryce w koloniach niemieckich, na Atlantyku i Pacyfiku. Z czasem do wojny przystąpiły kraje latynoskie z Brazylią, a nawet Chiny. Była to wojna na lądzie, na morzu i w powietrzu - dodaje.
Zakończyła się belle epoque
- Porządek po Kongresie wiedeńskim z 1815 roku trwał niemal 100 lat. Możemy powiedzieć, że to był porządek światowy. Były drobne konflikty, jak konflikty bałkańskie, marokańskie, wojny Rosji z Turcją, Niemiec z Francją – one miały zasięg lokalny, ale powodowały, że narastała wśród władz i społeczeństw państw przegranych ambicjonalna potrzeba wyrównania wojennych krzywd. Rodziła się psychoza wojenna. Polityczne ciśnienie rosło - mówi Oettingen.
Jakie były nastroje na ziemiach Polski?
- Zacznijmy od ruchów politycznych, które miały określone cele i rozwijały się w różnych środowiskach. Najprościej, ale też najwłaściwiej podzielić je granicami zaborów. Największe warunki nieskrępowanego działania istniały w Galicji wchodzącej w skład Austro-Węgier. Działały związki strzeleckie, działalność po rewolucji 1905 roku prowadził tutaj Józef Piłsudski - mówi historyczka.
To właśnie tam rodziła się pierwszowojenna polska irredenta. W zaborze rosyjskim działalność polityczna była zakazana, ale działały tajne ugrupowania, które mieściły się w dwóch głównych nurtach – socjalistycznym, robotniczym oraz drugim – narodowym, endeckim na czele z Romanem Dmowskim. W zaborze pruskim działalność polityczna Polaków była najbardziej ograniczona, chociaż przed samym wybuchem wojny umocnił się ruch narodowy. Tam Polacy bronili swojej tożsamości i ziemi w inny sposób, przez zakładanie organizacji i towarzystw o charakterze gospodarczym, kulturalnym czy oświatowym - dodaje Oettingen.
A jeśli chodzi o nastroje społeczeństwa?
- Tutaj też musimy wprowadzić rozróżnienie między zaborami. Mieszkańcy ziem wchodzących w skład zaborczych potęg byli powoływani do wojska. Naturalnie, popierano te armie, w których byli „nasi” – członkowie rodzin, sąsiedzi. I tak Galicja poparła Austro-Węgry, Królestwo Polskie Rosję – są opisy wiwatujących mieszkańców Warszawy czy Łodzi na cześć carskich żołnierzy. Nawet na terenach wchodzących w skład Niemiec, gdzie nastroje wobec Berlina były fatalne popierano armię, w której walczyli synowie, mężowie powoływani na front - mówi Oettingen.
- Najbardziej znane są przedsięwzięcia o charakterze patriotyczno-niepodległościowym. Mam na myśli działania Józefa Piłsudskiego, wkroczenie strzelców do Królestwa Polskiego 6 sierpnia i 12 sierpnia do rosyjskich wówczas Kielc - dodaje historyczka.
- Piłsudski był historykiem, zajmował się powstaniem styczniowym, w pewnym sensie chciał na terenie Królestwa Polskiego powtórzyć to powstanie. Ogłosił odezwę o powstaniu Rządu Narodowego, wzywał ludność polską zaboru rosyjskiego do walki z Rosją. Te zamierzenie nie powiodły się, ponieważ społeczeństwo Królestwa nie poparło Piłsudskiego. Jak powiedzieliśmy na wstępie mieszkańcy zaboru rosyjskiego popierali Rosję. Były jednak i inne postawy. W Kielcach do oddziału Piłsudskiego wstąpiło około tysiąca ochotników - mówi Oettingen.
Inne powody tego niepowodzenia?
- Tak. Społeczeństwo nie poparło działań Piłsudskiego również z tego powodu, że działał przy boku Austriaków i co ważne Niemców. Ci drudzy uważani byli za największych wrogów Polaków, co wynikało z historycznych doświadczeń i akcji germanizacyjnej w zaborze pruskim. Bolesnym echem odbiło się zbombardowanie przez Niemców na początku wojny bezbronnego Kalisza - uważa Oettingen. - Strzelcy Piłsudskiego na terenie zaboru rosyjskiego byli uważani nawet za zdrajców i takie określenia znajdziemy w niektórych wspomnieniach. Nastąpiło fiasko wywołania powstania w Królestwie Polskim przeciw Rosji. We wrześniu 1914 roku 1 pułk piechoty Legionów Polskich liczył 3 tys. żołnierzy. Było to bardzo mało naprzeciw milionowych armii, które zaczęły się pojawiać na frontach, gdzie prowadzono pierwsze walki. Siła działań Piłsudskiego tkwiła jednak w działalności propagandowej, która pokazywała cel walki – niepodległe Państwo Polskie. W 1918 roku, kiedy szczęśliwy splot okoliczności, klęska militarna trzech zaborców, przybliżył ten cel mieszkańcy tych ziem opowiedzieli się za wolną Polską - dodaje historyczka.
Czy Piłsudski miał też konkurencję w walce o względy u Polaków?
- O ile grupę legionową możemy łączyć początkowo z polityką proaustriacką i trialistycznym rozwiązaniem sprawy polskiej, to drugim ruchem była prorosyjska Narodowa Demokracja z Romanem Dmowskim na czele, który uważał, że w ramach cesarstwa rosyjskiego można odbudować samodzielne w jakimś sensie państwo polskie. Tu wykorzystywano wrogość względem Niemiec i na tym przede wszystkim bazowano - mówi Oettingen. - Ofensywę propagandową prowadziły mocno państwa zaborcze. Dowódca wojsk rosyjskich Mikołaj Mikołajewicz Romanow 14 sierpnia 1914 roku wydał odezwę, w której powoływał się na bitwę pod Grunwaldem, obiecywał odrodzenie Polski, wzywał Polaków do obrony. Bazowano na idei wspólnego interesu Słowian. W kontrze, również wojskowe władze niemieckie apelowały do Polaków obiecując wolność. To samo uczyniły władze Austro-Węgierskie. Te działania były bardzo enigmatyczne, typowe obietnice, hasła i frazesy, mające na celu przede wszystkim pozyskanie polskiego rekruta - dodaje historyczka.
Czy Austriacy od razu starali się realizować obietnice?
- To, że Piłsudski wkroczył w sierpniu 1914 roku do Królestwa Polskiego było wynikiem jego wcześniejszej współpracy ze służbami wywiadowczymi tego kraju. Piłsudski mówił o powstaniu na terenach wroga, więc służby te wychodziły z założenia, by dać mu wolną rękę i zobaczyć co z tego wyniknie. Nic z tego nie wyszło. Mimo tego politycy galicyjscy doszli do wniosku, że to szansa dla Polaków - uważa Oettingen.
- Powstał Naczelny Komitet Narodowy, który roztoczył polityczną opiekę nad polską akcją wojskową. Oficjalnie austriacka Naczelna Komenda Armii 27 sierpnia 1914 uznała 1 Pułk Piechoty Legionów Polskich dowodzony przez Piłsudskiego za podstawę tworzenia „Wojska Polskiego”- Legionów Polskich. Trzeba pamiętać, że formacja ta działała na prawach pospolitego ruszenia w ramach armii austro-węgierskiej i była jej podporządkowana - przypomina historyczka.
Jakie były nastroje w momencie wybuchu wojny wśród zwykłych mieszkańców ziem polskich?
- Wyobraźmy sobie, że dziś znajdujemy się nagle w stanie wojny. Przede wszystkim był lęk, niepokój, stan wyczekiwania na to co będzie. Były też nadzieje, podsycane obietnicami, że wojna szybko się skończy. Zarówno na froncie wschodnim jak i zachodnim mówiono o tym, że potrwa kilka miesięcy i że na Boże Narodzenie żołnierze wrócą do domów. Jak wiemy, te nadzieje były złudne - przypomina Oettingen.
- Spirala wojny cały czas się nakręcała. Żadne z przewidywań jakie wówczas się pojawiały nie sprawdzało się. Wojna sama szła swoim torem. Propaganda wojenna robiła swoje. W Krakowie czy Lwowie, ludzie zaczęli manifestować na ulicach, popierając działania rządu w Wiedniu. W zaborze austriackim poborowi zgłaszali się do wojska zdecydowanie chętniej niż w zaborze rosyjskim. O tamtych nastrojach wiele wyczytamy ze wspomnień np. ziemian. W południowej części Królestwa Polskiego, przewagę miała Narodowa Demokracja i część ziemian była związana z tym kierunkiem. W ich wspomnieniach uwidacznia się postawa prorosyjska, ale do pewnego momentu - wspomina historyczka.
- Zachowała się korespondencja rodziny Wielopolskich z Chrobrza na Ponidziu oraz Potockich z Moskorzewa koło Szczekocin. Siostra Aleksandra Erwina Wielopolskiego Maria Anna pisała do niego swoje spostrzeżenia, jak wygląda ta wojna. Informowała o przemarszach wojsk, o panice, powrotach osób z robót ze Śląska. Pisała także, że brakuje pieniądza, głównie chodziło o drobną monetę. Z tej korespondencji wynika, że mimo trudnej sytuacji ludność starała się żyć normalnie. To było trudne, bo tuż obok stacjonowały obce wojska. Z tym wiązały się kwaterunki, rekwizycje, rabunki, powstawanie szpitali polowych, linii okopów, wojennych cmentarzy. W ten sposób zmieniał się krajobraz czasu wojny – za oknem, ale także w psychice. Dominował strach przed śmiercią osób bliskich na frontach - dodaje Oettingen.
- Na warunki życia wpływ miały kontakty z różnymi armiami, powstanie stref okupacyjnych, na terenie Królestwa Polskiego austriackiej na południu i niemieckiej na północy. To wiązało się z nowymi wymaganiami i obostrzeniami. Utrudniona była komunikacja, brak żywności, opału, wprowadzono kontyngenty - przypomina Oettingen.
- Chłopi musieli oddawać na rzecz armii część płodów rolnych. Życie zatem było absolutnie podporządkowane sprawom wojny. Pierwsza wojna światowa była pierwszym w historii konfliktem o charakterze totalnym, gdyż wszyscy od generałów, po ludność cywilną byli w mniejszym lub większym stopniu zaangażowani w nią. Wszyscy odczuwali określone ograniczenia. W machinę wojenną zostały zaprzęgnięte kobiety, które zaczęły pełnić męskie obowiązki. Mężowie szli na front, a utrzymanie gospodarstw spadało na kobiety. Widać to na przykładzie ziemianek, które były bardzo aktywne w działalności gospodarczej jak i społecznej. Rozwinęła się samopomoc - dodaje.
Okres wielkich migracji
- W tych migracjach uczestniczyły całe rodziny. Wśród nich możemy wyróżnić migracje dobrowolne oczywiście w cudzysłowie, kiedy uciekano przed zbliżającym się frontem do krewnych lub znajomych. Oprócz tego istniały migracje przymusowe, a właściwie deportacje, głównie na obszarze Królestwa Polskiego i Austro-Węgier - mówi Oettingen.
- W trakcie opuszczania ziem Królestwa Polskiego przez administrację i armię rosyjską latem 1915 roku nakazano ludności z tych terenów przemieszczenie się w głąb Rosji. W tym czasie blisko 1 mln osób zostało zmuszonych do opuszczenia dotychczasowych miejsc zamieszkania. Rosjanie stosowali taktykę spalonej ziemi, wywozili urządzenia przemysłowe, materiały, produkty, cały majątek. To był olbrzymi rabunek. Nawet ci chłopi, którzy mówili o Rosjanach "nasi", pomagali im, udzielali schronienia, nie kryli rozczarowania i zmieniali nastawienie do Rosji - przypomina historyczka.
- Na obszarze Austro-Węgier do przymusowych przesiedleń doszło jesienią 1914 roku w Galicji. Był taki czas w listopadzie 1914 roku, kiedy armia rosyjska podchodziła pod Kraków, kilkadziesiąt tysięcy osób wysiedlono z tego miasta. Przetransportowano ich w głąb monarchii m.in. do Styrii oraz Wiednia. Można sobie wyobrazić dramat zwykłych ludzi, którzy zostawiali gospodarstwa, nieruchomości, inwentarz. Ich mienie uległo zrabowaniu i zniszczeniu. To były ogromne straty w gospodarce, ucierpiało też morale społeczeństwa - dodaje.
Polacy stawali na froncie przeciwko sobie
- To był dramat narodu polskiego. Wiele wspomnień mówi o tym. Opisywane są sceny, kiedy wróg do wroga mówi do siebie po polsku. Takie sceny odnotowano w czasie walk I Brygady Legionów Polskich nad Nidą od marca do maja 1915 roku. Po jednej stronie brygada Piłsudskiego, po drugiej armia carska. W momencie zawieszenia broni żołnierze z przeciwnych stron frontu rozmawiali ze sobą w ojczystym języku. W okresie świąt wspólnie śpiewano pieśni, częstowano się papierosami. Potem znów dochodziło do walk - przypomina Oettingen.
Jak zmieniały się nastroje społeczne wśród Polaków?
- To była jednak ewolucja. Do sierpnia 1915 roku większa część Królestwa Polskiego nadal znajdowała się pod kontrolą Rosji. Charakterystyczną postawą była bierność i wyczekiwanie. Wychodzono z założenia, że różnie mogą potoczyć się losy wojny. Po prostu czekano na rozwój wydarzeń. Momentem, w którym te nastroje zaczęły się zmieniać było wycofanie armii rosyjskiej. Front zatrzymał się na Wołyniu więc biegł tuż za granicami Królestwa Polskiego. Dalej nie było rozstrzygnięcia - mówi Oettingen.
- Dopiero rewolucja lutowa i październikowa z 1917 r. spowodowały, że prorosyjska postawa całkowicie upadła. Zwolennicy tego nurtu swoje działania przenieśli na zachód do Francji i Anglii. Wybitnie wsparł ich Ignacy Jan Paderewski - przypomina historyczka.
- Ze strony państw centralnych ogłoszono 5 listopada 1916 r. Manifest dwóch cesarzy, w którym zobowiązano się do utworzenia z ziem Kongresówki samodzielnego państwa czy bardziej "państewka". Oczywiście chodziło głównie o pobór rekruta. Później powstała Tymczasowa Rada Stanu, Rada Regencyjna, rozwijało się polskie szkolnictwo. Zezwolono na obchody rocznic narodowych. To było wyraźne poluzowanie antypolskich działań - dodaje.
- Jednak społeczeństwo było zmęczone wojną. Obietnice zaborców nie wywoływały wielkiego entuzjazmu. Brak rozstrzygnięcia na froncie zachodnim i przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych, spowodowało, że nadzieje na odzyskanie niepodległości zaczęły rosnąć. W styczniu 1917 prezydent Thomas Woodrow Wilson w swoim orędziu, stwierdził że Polacy mają prawo do państwa "zjednoczonego i niezależnego" - przypomina Oettingen.
W którym momencie wśród zwykłych ludzi w różnych zaborach padało hasło wolnej Polski?
- To zależało od tego w jakich kręgach obracali się ci ludzie, z jakich warstw społecznych pochodzili. Poziom uświadomienia narodowego był różny. Chłopi w Królestwie Polskim przejawiali go w najmniejszym stopniu. To uświadomienie następowało powoli, chociaż wojna je wyraźnie przyspieszyła. Świadomość konieczności wywalczenia własnego państwa jednym towarzyszyła cały czas, do innych docierała stopniowo w miarę zmiany sytuacji na froncie, wydarzeń politycznych, działań państw zaborczych, wypadków o charakterze ogólnym i lokalnym. Najczęściej ze wszystkich to ludzie obozu Piłsudskiego wymieniali słowo niepodległość. Wśród chłopów nastąpiło to najpóźniej, zapewne w 1918 roku. Dla niektórych Polska po prostu wybuchła - kończy historyczja.
Dr hab. Urszula Oettingen, Prof. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, pracownik naukowy Instytutu Historii, autorka m.in. publikacji dotyczących Legionów Polskich i cmentarzy wojennych z okresu I wojny światowej.
Autor: jl\mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: wiki (CC BY-SA 3.0-de)