Samolot spadł na domy. "Jestem teraz sama, wszyscy moi sąsiedzi nie żyją"


Dom Anarkan Kozojewej jest jedynym na jej ulicy w Dacza-Suu w Kirigistanie, który wciąż stoi - pisze agencja Reutera. W poniedziałek rozbił się tam samolot transportowy tureckich linii lotniczych. W katastrofie zginęło co najmniej 37 osób.

W poniedziałek przed godz. 8 rano czasu lokalnego (godz. 3 nad ranem w Polsce) samolot lecący z Hongkongu do Stambułu rozbił się w pobliżu portu lotniczego Biszkek-Manas. Miał tam zaplanowane międzylądowanie. Według wstępnych wniosków specjalistów przyczyną katastrofy był błąd pilota.

"Nie wiem, jak dalej żyć"

Boeing 747 rozbił się tuż obok lotniska w miejscowości Dacza-Suu. Większość ofiar stanowią mieszkańcy tej miejscowości. Zginęło co najmniej 37 osób.

- Jestem teraz sama, wszyscy moi sąsiedzi nie żyją - mówiła w rozmowie z Reutersem 65-letnia emerytka Anarkan Kozojewa. - Nasz dom jest tylko 20 metrów dalej - tłumaczyła, wskazując na zniszczone budynki.

Jak relacjonowała, ekipy ratownicze przyniosły do jej domu dwójkę rannych dzieci, które wydobyto spod gruzów. Wkrótce potem zmarły.

- Jestem przerażona, nie wiem, jak dalej żyć - przyznała kobieta,

Dzień żałoby narodowej

Maszyna rozbiła się kilkaset metrów od pasa startowego, uszkadzając 43 domy, a 15 całkowicie niszcząc. W operację ratunkową zaangażowano ponad 1000 osób. Port lotniczy pozostawał zamknięty, ale już funkcjonuje normalnie. Prezydent Kirgistanu Ałmazbek Atambajew ogłosił wtorek dniem żałoby narodowej. Przekazał kondolencje rodzinom ofiar oraz wezwał rząd, by "starannie zbadano przyczyny tragedii".

Autor: kg / Źródło: reuters, pap