Kim podcina gałąź, na której siedzi. Kaesong to miliony dewiz dla reżimu


Decyzja o odcięciu dostępu do kompleksu przemysłowego Kaesong, podjęta przez władze Korei Północnej, najbardziej zaboli je same. Na południe od linii demarkacyjnej zmartwi się jedynie grupa biznesmenów, którzy zarabiali na taniej sile roboczej z Północy. Kaesong to ponad sto fabryk, w których produkuje się głównie najprostsze rzeczy, takie jak ubrania.

Decyzja o zamknięciu przejścia przez linię demarkacyjną, która była jedyną drogą dostępu do kompleksu przemysłowego położonego w Korei Północnej, została ogłoszona w środę rano. Phenian już w marcu zapowiadał jednak, że "bezlitośnie" zamknie Kaesong, jeśli Korea Południowa i USA nie odstąpią od wspólnych ćwiczeń wojskowych. Po północnej stronie linii demarkacyjnej zostało około 850 Koreańczyków z Południa, a około tysiącowi, który dojeżdżał do pracy w kompleksie codziennie rano, odmówiono wjazdu.

Oaza kapitalizmu

Te niemal dwa tysiące poszkodowanych osób to większość kadry zarządzającej fabrykami w Kaesong. W tym miejscu to Koreańczycy z Południa trzymają pieniądze i wiedzę, a ich współpracownicy z Północy dają ziemię i tanią siłę roboczą, której mają w nadmiarze. Specjalna strefa przemysłowa Kaesong została utworzona na mocy porozumienia obu Korei w 2000 roku. Miał to być kolejny krok ku normalizacji stosunków między zwaśnionymi państwami, a podpisanie stosownych umów fetowano jako wielkie osiągnięcie "słonecznej polityki" odprężenia forsowanej przez władze Korei Południowej od 1998 roku. W zamierzeniu Seulu współpraca w Kaesong miała być przede wszystkim sposobem na dalsze "rozmiękczanie" Korei Północnej i rozprzestrzenianie w hermetycznej dyktaturze nowych pomysłów gospodarczych. Intencje Phenianu pozostały jak zawsze niejasne, ale najprawdopodobniej najbardziej interesująca dla Kim Dzong Ila - ojca obecnego przywódcy Kim Dzong Una - była możliwość zarobienia dewiz i pozyskania nowoczesnych technologii.

62 godzinny tydzień pracy

Budowa pierwszych fabryk i koniecznej infrastruktury w Kaesong rozpoczęła się w 2003 roku, a oficjalne otwarcie strefy przemysłowej nastąpiło pod koniec 2004 roku. Biznesmeni z Południa, zachęceni specjalnymi ulgami podatkowymi i tanią siłą roboczą, zaczęli napływać do Korei Północnej i szybko zaczęto otwierać różne fabryki. Według najnowszych danych, w Kaesong działają 123 firmy z Korei Południowej. Ponad połowa zakładów to fabryki tekstyliów, czyli relatywnie proste technologicznie zakłady bazujące głównie na taniej sile roboczej. Kolejne pod względem popularności są zakłady metalurgiczne i produkcji maszyn oraz elektroniki. Większość działających w Kaesong firm to mali i średni gracze, których nazwy niewiele mówią osobom spoza Korei Południowej. Początkowo pracownikom północnokoreańskim przysługiwała miesięczna płaca w wysokości 63 dolarów za 48 godzinny tydzień pracy. Obecnie średnia płaca 53 tys. zatrudnionych robotników ma wynosić średnio już ok. 130 dolarów, w co wliczone są wynagrodzenia za nadgodziny i różne ubezpieczenia oraz nagrody. Średni czas pracy (wliczając nagminne nadgodziny) obecnie szacuje się na 62 godziny tygodniowo.

Dolary w kieszeni reżimu

Nie wiadomo jednak, ile pieniędzy zostaje w kieszeni robotników. 130 dolarów to wielka kwota w Korei Północnej. Według raportów południowokoreańskiego Ministerstwa ds. Zjednoczenia, około połowy płacy trafia bezpośrednio do władz Korei Północnej jako pieniądze za "ubezpieczenia i składki", natomiast reszta jest wypłacana w kuponach i bezwartościowym północnokoreańskim wonie. Oznacza to, że robotnicy nigdy nie widzą zarabianych przez siebie dolarów. Cenne dewizy mają w całości trafiać do reżimu. Pomimo tego Kaesong jest najbardziej intratnym miejscem pracy w Korei Północnej i chętnych podobno nie brakuje. Dodatkowym źródłem zarobku Phenianu w Kaesong jest "nadprogramowo" wymuszany podatek korporacyjny. Co jakiś czas niektóre firmy otrzymują wezwania do zapłaty. Pierwszy raz taki proceder miał miejsce w 2012 roku, kiedy kilka przedsiębiorstw zapłaciło łącznie kilkaset tysięcy dolarów.

Strzał w stopę

Nie trudno zauważyć, że funkcjonowanie Kaesong jest znacznie bardziej interesujące dla Korei Północnej, która zarabia na tym prawdopodobnie ponad sto milionów dolarów rocznie. Jest to wielki zastrzyk gotówki dla reżimu, który ma niewiele innych opcji na zdobycie cennych dewiz. Dla potężnej gospodarki Korei Południowej jest to natomiast mało znaczący dodatek. Dopiero w 2011 roku firmy działające w strefie ekonomicznej zanotowały zyski. W 2012 roku wartość produkcji wyniosła pół miliarda dolarów. Zamykając Kaesong Kim Dzong Un czyni więc szkodę głównie sobie samemu, zamieniając dopływ bezcennej gotówki na bardzo krótkotrwały efekt propagandowy. Jak pisze agencja Reutera, należy się spodziewać, że po okresie wzrostu napięć i konieczności "walki ideologicznej" z Południem, Phenian bez fanfar ponownie otworzy Kaesong.

Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl, Reuters

Tagi:
Raporty: