"Kiedy mówimy, że nigdy nie zapomnimy, to nie żartujemy"


Trzy dni po ogłoszeniu śmierci Osamy bin Ladena, Barack Obama wybrał się w specjalną podróż. Do miejsca, gdzie kierowana przez terrorystę Al-Kaida dokonała swojego najbardziej krwawego zamachu. Prezydent USA spotkał się z strażakami z remizy, gdzie pracowali liczni funkcjonariusze, którzy zginęli w World Trade Center. Potem udał się na "Ground Zero". Tam złożył wieniec i oddał hołd ofiarom ataku.

Trzy dni po zamachu na WTC, na zgliszczach zawalonych wież pojawił się George W. Bush i zapowiedział rozpoczęcie wojny z terroryzmem. - Ludzie, którzy zburzyli te budynki, niedługo o nas usłyszą - stwierdził wtedy prezydent.

Również trzy dni po zabiciu architekta ataku na wieże, do Nowego Jorku zawitał kolejny prezydent USA. Obama chciał w ten sposób symbolicznie zamknąć dekadę polowania na bin Ladena i podkreślić, że obietnica ukarania winnych zamachu złożona przez Busha, została dotrzymana.

Hołd po 10 latach

Prezydent najpierw odwiedził remizę nr 54 na Manhattanie. 11 września 2001 roku 15 strażaków z tej jednostki zginęło, gdy zawaliło się WTC. Obama uścisnął dłoń wszystkim ratownikom. - Chciałem po prostu przyjść tutaj i wam podziękować. To jest symboliczne miejsce wyjątkowej ofiary złożonej tego strasznego dnia 10 lat temu - powiedział prezydent.

Według Obamy, zabicie bin Ladena "wysłało wyraźny sygnał w świat i do obywateli USA". - Kiedy mówimy, że nigdy nie zapomnimy, to nie żartujemy - stwierdził prezydent.

Po wizycie w remizie, Obama udał się na "Ground Zero", gdzie stały stare wieże WTC. Dziś to miejsce jest pomnikiem pamięci i zarazem placem budowy nowych wież. Prezydent złożył tam wieniec i uczcił niemal trzy tysiące ofiary ataku minutą ciszy.

Źródło: Reuters