"Świat nienawiści i sporów, ale i straceńczej odwagi, szczodrości i serca na dłoni" - tak Wojciech Górecki opisuje Kaukaz w swojej najnowszej książce "Abchazja". Mimo to twierdzi, że coraz trudniej ten świat znaleźć, bo region coraz bardziej "normalnieje". - W samolotach nie lata się już na stojąco - mówi Górecki w wywiadzie dla tvn24.pl.
Bartosz Andrejuk: Rozmawiając o podróżach, przy kieliszku wódeczki, z moimi kolegami, często twierdzę, że mentalnie Polakom bliżej do Europy Wschodniej. Nie ma Pan też takiego wrażenia? Wojciech Górecki: Jesteśmy inni niż Rosjanie czy Ukraińcy, natomiast mentalnie bliżej nam do nich niż Europejczykom z Zachodu. Jednak Polska to nie Europa Wschodnia, a Środkowa. Nie mam wątpliwości. Rozumiemy i Wschód, i Zachód, ale najlepiej czujemy się w towarzystwie Czechów, Węgrów, Rumunów, bo mamy podobne doświadczenia. Należymy jednak zdecydowanie do kultury zachodniej. BA: W ostatniej książce "Abchazja" opowiada Pan o swoim powrocie z Kaukazu w grudniu 1995 roku. Wspomina Pan polską załogę Warsu w pociągu Budapeszt - Warszawa. Pisze Pan: "Ludzie jeszcze lubią rozmawiać. Ludzie jeszcze sobie ufają". Ja to nadal czuję, gdy wracam dziś z Europy Wschodniej, np. z Ukrainy. WG: W Rosji, gdy przełamie się pierwszy naturalny strach, można spotkać się z większym zaufaniem do człowieka niż w Polsce. U nas ludzie nawet nie znają swoich sąsiadów. Boimy się ze sobą rozmawiać, podejrzewamy się o najgorsze intencje, nie ufamy sobie. W latach 90. było inaczej. To się zmieniało na moich oczach. Dlaczego? Właściwie nie wiem. Może przez lobby producentów zamków antywłamaniowych czy rozpętywanie różnych kampanii strachu? Dziś nie wyobrażam sobie sytuacji, że wchodzę do pociągu, nie mam pieniędzy i mówię: "Zabierzcie mnie". A oni wtedy w tym Budapeszcie mnie zabrali. W Polsce drastycznie spadło zaufanie ludzi do siebie i do państwa, które robi się coraz bardziej obce. Państwo ma też coraz mniej zaufania do obywateli. W latach 90. człowiek się bardziej z nim utożsamiał. BA: W latach 90. inny był też Kaukaz. Pan go już wtedy poznał. W 1994 notował Pan, że Abchazja to jest klucz do regionu, że jedzie Pan tam, by poczuć prawdziwy Kaukaz. Czy on jeszcze istnieje? WG: On istnieje, ale jest ukryty. Rozmawiałem z ludźmi, którzy raz tam pojechali i byli rozczarowani. Nie spodobało im się, odczuli nieprzyjemną stronę Kaukazu, czyli naciągactwo, chęć zarobienia kosztem przyjezdnych. W Kaukaz trzeba bardzo głęboko wejść. Ten prawdziwy dziś jest mniej widoczny, niż to było kiedyś, paradoksalnie dlatego, że normalnieje. Są rozkłady jazdy na przystankach autobusowych, w samolotach nie lata się już na stojąco jak w latach 90. Jak chcemy się z kimś spotkać, to musimy się umówić, a nie po prostu wpaść, co skądinąd jest zmianą na lepsze. Ale w związku z tym "kaukaskości" trzeba się dobrze naszukać.
BA: Do Gruzji latają już tanie linie lotnicze. WG: Gruzja jest bardzo nastawiona na turystów, zaczyna z nich żyć. Jak przyjeżdża 100 tys. ludzi i wszystkich mieliby ugościć w domu, to by z torbami poszli. Oczywiście można jeszcze się na prowincji załapać na imprezę domową i poczuć trochę ten duch narodu. Podobnie jest w Abchazji, która jest bardziej powściągliwa. Tam nigdy nie było epatowania serdecznością, przynajmniej już za moich czasów. Jadąc tam pierwszy raz ma się bardzo małe szanse, żeby dotknąć tej "kaukaskości", którą opisuję w książkach. Nie mówię, że jest to niemożliwe. Jest to po prostu trudne. BA: Kolega opowiadał mi, że jak Abchaz zdobył złoty medal na olimpiadzie w Londynie w podnoszeniu ciężarów, to cała wioska wybiegła na ulicę i wszyscy zaczęli strzelać z kałachów w niebo. Zapadła Panu jakaś szczególna klisza, obrazek w głowie z Abchazji? WG: W środku lata szedłem przez most na Inguri, łączący Gruzję właściwą z Abchazją. Wtedy tam jeszcze nic nie jeździło. Później ONZ wprowadził busiki wahadłowe. To jest długi most. Miałem 30 kg bagażu, głównie książki i był potworny upał. Minąłem posterunek rosyjski i doszedłem do abchaskiego. Ledwo szedłem w tym słońcu. Abchaski żołnierz pierwsze, co zrobił, jak mnie zobaczył, to skoczył do blaszanego kontenera, gdzie mieścił się posterunek i wybiegł z krzesełkiem, mówiąc: "Usiądź i sobie odpocznij". Ujęło mnie to. Widział, że człowiek idzie zmęczony, to pomyślał: "Niech sobie odpocznie chwilę". Na Kaukazie mogłoby się to zdarzyć w wielu miejscach, w Polsce by się nie zdarzyło. BA: W Abchazji jest też Kaukaz, którego Pan nie znosi. Kaukaz spod znaku "taksówkarzy trajkoczących o gościnności i winie, i półdarmowych komnatach". Na ile ten Kaukaz dominuje w Abchazji nad tym, o którym pisze Pan: "świat nienawiści i sporów, ale i straceńczej odwagi, szczodrości i serca na dłoni"? WG: Ten Kaukaz, którego nienawidzę, jest w kurortach w zachodniej części Abchazji. Tam turysta jest ofiarą, ale tak jest wszędzie na Kaukazie. Ten drugi świat to wieś abchaska, taka tradycyjna. Ich jest najwięcej w rejonie Gudauty i Aczandary. Dwa ośrodki abchaskiego życia duchowego to Gudauta i Oczamczira. Suchumi to było zawsze kosmopolityczne miasto. Nie było abchaskie z ducha. BA: W Polsce istnieje powszechne przekonanie, że "Gruzin lubi Polaka". A jak Abchaz reaguje na naszych rodaków? WG: Wszędzie nas na Kaukazie lubią. W Abchazji sporo ludzi urodzonych w późnych latach 30., 40. i na początku 50. ma polskie imiona. Wtedy było zakazane nadawanie abchaskich. Spotyka się więc Władysławów czy Stanisławów – przez pamięć o Polakach, którzy walczyli po stronie górali w wojnie kaukaskiej w XIX wieku. Tam się z uwagi na to nas lubi. Abchazi wypominają Gruzinom, że wtedy popierali Rosję. BA: Stereotypowy Gruzin jest bardzo gościnny, kocha pić wino, jest dumny i jest porywczy. Jaki jest stereotypowy Abchaz? Na ile różni się od Gruzina? Pisał Pan o tych narodach: "Żyli ze sobą, ale obok siebie". WG: Abchazi są bardziej skryci, mniej ekspresyjni. Typowy, klasyczny Gruzin to Kachetyjczyk. Swan jest już inny, Mergel też. Abchazi przypominają trochę Swanów. Ważna jest też przy całej powściągliwości ich otwartość na świat, na nowinki. To jest otwartość właściwa ludziom morza. To są górale, ale jednocześnie żeglarze. Naród, który łączy w sobie dwa żywioły. Do tego oczywiście opisuje ich cała paleta cech ogólnokaukaskich - są honorowi, odważni i gościnni… BA: Gdyby dziś pierwszy raz jechał Pan do Abchazji, z wiedzą, którą już Pan ma, to gdzie by Pan pojechał? WG: Starałbym się przejechać całą Abchazję. Być w miejscach ważnych dla abchaskiej duchowości, ale ten zły Kaukaz też chciałbym zobaczyć. Pojechałbym do Gagry, dzień spędziłbym w Nowym Afonie. Odwiedziłbym Pschu wysoko w górach. Starałbym się doświadczyć abchaskiej różnorodności. I pojechałbym do Czegemu. Nigdy w życiu nie byłem w Czegemie. Może w tym roku się uda?
rozmawiał Bartosz Andrejuk - autor prowadzi bloga o podróżach.
Wojciech Górecki urodził się w 1970 roku w Łodzi. Jest pisarzem, dziennikarzem i podróżnikiem. W 2013 wydawnictwo czarne wydało jego książkę „Abchazja”. Jest to ostatnia część tryptyku kaukaskiego. Pierwsze były Planeta Kaukaz (2002) i Toast za przodków (2010). Napisał również Łódź przeżyła katharsis (1998)i La terra del vello d'oro. Viaggi in Georgia (2009). W latach 2002–2007 był pierwszym sekretarzem, a następnie radcą w Ambasadzie RP w Baku. Był ekspertem misji UE badającej okoliczności wojny w Gruzji w 2008 roku. Pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia. W 2011 roku był finalistą Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz został nominowany do nagrody Nike 2011.
A jak się je w Gruzji? (Źródło: Dzień Dobry TVN/X-news)
Autor: Bartosz Andrejuk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Bartosz Andrejuk /beznaswy.blox.pl