Co działo się w kokpicie boeinga tuż przed katastrofą? Wstępny raport


Piloci samolotu linii Ethiopian Airlines, który w marcu rozbił się w pobliżu Addis Abeby, przed katastrofą stoczyli dramatyczną walkę z wadliwym oprogramowaniem. Problemy, które pojawiły się tuż po starcie, mogło wywołać zderzenie maszyny z ptakiem.

W Addis Abebie zorganizowana została konferencja prezentująca wstępny raport na temat katastrofy lotniczej w Etiopii. 10 marca boeing 737 MAX 8 linii Ethiopian Airlines ze 157 osobami na pokładzie rozbił się krótko po starcie.

Raport ujawnia, co działo się w kokpicie podczas tragicznego lotu 302.

Piloci kontra maszyna

Jak wynika z dokumentu, problemy pojawiły się już 12 sekund po starcie. Prawdopodobnie w samolot uderzył ptak, uszkadzając czujnik kąta natarcia - tak zwany angle of attack. Informuje on komputery pokładowe o kącie pomiędzy kierunkiem strugi powietrza a powierzchniami skrzydeł samolotu.

To jego uszkodzenie mogło być przyczyną tragicznego ciągu zdarzeń.

Zły odczyt z czujników uruchomił następnie system, który ma chronić samolot przed utratą siły nośnej. Ten kilka razy kierował dziób maszyny ku ziemi.

Za pierwszym razem piloci zareagowali, wznosząc maszynę ręcznie. Jak pisze Reuters, mieli rozpoznać, że samolot zachowuje się dokładnie tak jak ten linii Lion Air, tuż przed katastrofą, o czym ostrzegano załogi boeingów.

Zgodnie z raportem, piloci nie przytrzymali przycisków sterujących wystarczająco długo, by przeciwdziałać ruchom wywoływanym przez uszkodzone oprogramowanie.

W tym momencie znajdowali się zaledwie 3 tysiące stóp nad ziemią. Na tyle nisko, że komputer zaczął wydawać kolejne ostrzeżenia. W kabinie odezwał się głos autopilota: "nie nurkuj".

Gdy system MACS uruchomił się ponownie, skierował dziób samolotu niemal maksymalnie do dołu. W tym momencie włączył się tak zwany wibrator drążka - urządzenie mechaniczne, które ostrzega pilota przed zbliżającym się przeciągnięciem, czyli gwałtownym spadkiem siły nośnej maszyny.

I tym razem piloci próbowali oprzeć się systemowi MCAS. Ale kiedy wyłączyli oprogramowanie - zgodnie z instrukcjami Boeinga i Federalnej Administracji Lotnictwa Stanów Zjednoczonych przygotowanymi po katastrofie samolotu Lion Air - dziób maszyny nadal był skierowany ku ziemi.

Załoga samolotu była bezbronna. Odcięcie systemu sterowania w połączeniu z zawrotną prędkością lecącej w dół maszyny spowodowało, że uniesienie drążka sterującego wymagało siły ponad 20 kilogramów.

W kabinie trzykrotnie rozbrzmiało ostrzeżenie "pull up". Piloci bezskutecznie próbowali wznieść maszynę.

Samolot Ethiopian Airlines runął niemal pionowo na ziemię, zaledwie sześć minut po starcie.

Nikt ze 157 pasażerów i członków załogi nie przeżył katastrofy.

"Te tragedie wciąż ciążą nam na sercach i umysłach"

W następstwie tego wypadku Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) bezterminowo wstrzymała eksploatację wszystkich Boeingów 737 MAX 8 na obszarze Unii Europejskiej, co obowiązuje obecnie już praktycznie na całym świecie.

Prewencyjny zakaz lotów to efekt nie tylko katastrofy w Etiopii, lecz także wcześniejszego o pół roku runięcia w morze tuż po starcie z Dżakarty Boeinga 737 MAX 8 indonezyjskiego towarzystwa Lion Air. Zginęło wtedy 189 pasażerów i członków załogi.

Eksperci wskazują wadliwe działanie automatycznego systemu MCAS, mającego zapobiegać przeciągnięciu (utracie siły nośnej poprzez zbyt gwałtowne wznoszenie się) jako najbardziej prawdopodobną przyczynę obu katastrof.

Zwykle, jak zauważa Reuters, system ten po uaktywnieniu stara się jedynie wyrównać lot i sprawić, by maszyna leciała na stałej wysokości. W przypadku badanej katastrofy w Etiopii wadliwe działanie MCAS miało jednak sprawić, że kierował on samolot w dół, ku ziemi.

"Te tragedie wciąż ciążą nam na sercach i umysłach. Wyrażamy nasze współczucie dla bliskich pasażerów i załogi lotów Lion Air 610 i Ethiopian Airlines 302" - przekazał w czwartkowym oświadczeniu szef Boeinga, Dennis Muilenburg.

Śledztwo wciąż trwa

Zgodnie z międzynarodowymi zasadami badania wypadków lotniczych wstępny raport nie orzeka o niczyjej winie. Nie zawiera także szczegółowej analizy tragicznego lotu, której sporządzenie - jak poinformował na konferencji szef zespołu dochodzeniowego Amdye Ayalew Fanta - potrwa od sześciu miesięcy do roku.

Jak zaznaczył Fanta, dane z rejestratorów parametrów lotu i rozmów załogi nie wystarczają dla stwierdzenia, czy w samolocie zaistniał problem strukturalny.

Raport oczyszcza pilotów z zarzutu złamania obowiązujących procedur i zawiera dwa zalecenia, skierowane do producenta i nadzoru lotniczego. Sugeruje, by Boeing dokonał przeglądu systemu kontrolowania samolotu, a nadzór lotniczy dopuścił do wznowienia eksploatacji maszyn tego typu dopiero po uzyskaniu potwierdzenia, że uporano się ze wszystkimi problemami.

- Ponieważ odnotowano powtarzające się przypadki niekontrolowanego wejścia samolotu w przechył ku przodowi, zaleca się, by producent dokonał przeglądu systemu kontrolowania samolotu - powiedziała Moges.

Towarzystwo Ethiopian twierdzi, że jego załoga postępowała ściśle według nakazanych procedur reagowania na sytuację alarmową.

Boeing zapowiedział przestudiowanie etiopskiego wstępnego raportu.

Katastrofa lotnicza w IndonezjiMałgorzata Latos/PAP

Autor: momo//plw / Źródło: Reuters, CNN, PAP