W Katalonii protestujący starli się w poniedziałek z policjantami, próbującymi wynieść średniowieczne artefakty znajdujące się w muzeum w mieście Lleida, do których prawa rości sobie jeden z klasztorów w sąsiedniej Aragonii. To kolejna odsłona konfliktu miejscowych separatystów z rządem centralnym w Madrycie - pisze Reuters.
W poniedziałek przed muzeum w Lleidzie w zachodniej Katalonii zgromadziły się setki demonstrantów. Proniepodległościowe środowiska wezwały swoich zwolenników, aby nie pozwolili policjantom na wyniesienie spornych artefaktów.
W trakcie protestu doszło do drobnych starć, jednak nikt nie został ranny, a same artefakty zostały ostatecznie zabrane z muzeum około południa.
Historyczny spór
Klasztor w Aragonii - regionie sąsiadującym z Katalonią - twierdzi, że 44 należące do niego artefakty zostały nielegalnie sprzedane Katalończykom w latach 80. XX wieku.
Spór ten stał się jednak symbolem znacznie głębszego konfliktu między zwolennikami i przeciwnikami katalońskiej niepodległości.
Minister kultury Inigo Mendez de Vigo podpadł bowiem katalońskim nacjonalistom w listopadzie, wykorzystując obowiązujące tymczasowo zawieszenie autonomii Katalonii, by zaakceptować petycję złożoną przez sędziego z Aragonii, wzywającą do zwrócenia historycznych przedmiotów tam, skąd pochodzą - do klasztoru Monasterio de Santa Maria de Sijena. Rząd Mariano Rajoya wyraził na to zgodę.
"Plądrowanie Katalonii"
Zdymisjonowany premier Katalonii Carles Puigdemont, przebywający obecnie w Brukseli, gdzie oczekuje na decyzję w sprawie ewentualnej ekstradycji, oskarżył Madryt o plądrowanie swojego regionu. Na swoim profilu na Twitterze skrytykował decyzję hiszpańskich władz oraz oskarżył trzy główne katalońskie partie przeciwne secesji, które będą startować w najbliższych wyborach regionalnych: Partię Ludową (PP), Partię Socjalistów Katalonii (PSC) i Partię Obywatelską, (tzw. Ciudadanos). "(Akcja) przeprowadzona nocą i przy użyciu zmilitaryzowanych oddziałów policji - jak zwykle - wykorzystując do tego zamach stanu, aby splądrować Katalonię całkowicie bezkarnie" - napisał Puigdemont.
Premier Rajoy stwierdził z kolei, że jego rząd nie mógł sprzeciwić się decyzji sądu.
Amb nocturnitat i utilitzant una policia militaritzada, com sempre, tot aprofitant un cop d\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'estat per espoliar Catalunya amb absoluta impunitat. Aquest és el model de país que defensen Ciudadanos, PSC i PP. https://t.co/z7gUPr6yy2
— Carles Puigdemont (@KRLS) 11 grudnia 2017
Konflikt na linii Katalonia-Madryt
Zaplanowane na 21 grudnia przyspieszone wybory do parlamentu Katalonii oraz tymczasowe przejęcie władzy nad regionem zarządził rząd Hiszpanii premiera Mariano Rajoya w reakcji na jednostronne ogłoszenie przez kataloński parlament niepodległości regionu 27 października.
1 października w Katalonii odbyło się - przy sprzeciwie Madrytu - referendum w sprawie niepodległości regionu. W plebiscycie wzięło udział tylko 2,28 mln osób spośród 5,3 mln uprawnionych. 90 proc. z nich opowiedziało się za niepodległością. To jednak zaledwie 27 proc. całej ludności Katalonii i 38 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania.
W reakcji na tę deklarację, sprzeczną z konstytucją kraju, Madryt przejął kontrolę nad Katalonią, zdymisjonował regionalnych ministrów i rozwiązał parlament.
Autor: momo//kg / Źródło: Reuters